Przedświąteczne porządki mają to do siebie, że poza korzyściami oczywistymi, często przyczyniają się do cudownego odnajdywania sprzętów i akcesoriów kuchennych, które zapomniane na co dzień, przepadają czasem na długie lata w najdalszych zakamarkach mieszkania. Radość z natknięcia się na kultową patelnię do orzeszków jest bezcenna! Za każdym razem wywołuje szeroki uśmiech na twarzy i film z przeszłości, mimowolnie odtwarzający się w głowie, pełen wspomnień ze szkolnych imprez, domowych przyjęć urodzinowych i innych odświętnych okazji, kiedy to słodkie orzeszki pojawiały się na stole :)
Bożonarodzeniowy okres, to najlepsza pora na zakręcone strucle :) W ciągu roku piekę zwykle drożdżówki z foremki, bułeczki drożdżowe i małe drożdżówki z owocami i kruszonką. Jesienią moje ciasto drożdżowe nabiera kanarkowego lub szafranowego koloru za sprawą dodatku musu z dyni, a zima to czas na nadziane samym dobrem strucle :) Święta na pewno nie mogą odbyć się bez zakręconych drożdżowych lub krucho-drożdżowych makowców, z lukrem lub bez - w zależności od upodobań poszczególnych członków rodziny (za jednym razem piekę przynajmniej trzy makowce). Pokazywałam Wam też drożdżową plecionkę z makowo-śliwkowym nadzieniem bez zawijania i pozwijaną jak kolejka górska struclę orzechową, dla tych, którzy za makiem nie przepadają lub lubią różnorodność na świątecznym stole.
Witam się po wakacjach, samymi ciepłymi wyrazami, bo mroźno zrobiło się tutaj podejrzanie wcześnie w tym roku. Podwójnie dotkliwie daje mi się we znaki taka pogoda, bo dopiero wróciłam z cudownej, tropikalnej krainy, gdzie nadejście zimy oznacza spadek temperatury do około 30 stopni C... Nie mogę doczekać się, kiedy podzielę się z Wami tajskimi opowieściami, ale jeszcze chwilę to potrwa, zanim ogarnę stos zdjęć i wspomnień. Tymczasem próbuję z całych sił wrócić do naszej rodzimej rzeczywistości, grudniowej aury i nastroić się świątecznie, bo przecież Boże Narodzenie tuż tuż :) Rozgrzewając się grzanym winem z laską cynamonu, goździkami, kawałkiem imbiru i plasterkami pomarańczy, upiekłam pierwsze, pachnące świętami adwentowe ciasteczka.
Został mi jeszcze jeden przepis, który nie zdążył załapać się na dyniowy festiwal. Powstał właściwie w celu spożytkowania reszty sera feta, który został mi po dyniowej zapiekance (nie marnujemy jedzenia!), a okazał się tak udany - i wizualnie i smakowo, że już pofestiwalowo, postanowiłam go Wam pokazać i polecić.
Subskrybuj:
Posty (Atom)