Przetarłam oczy ze zdumienia i dwukrotnie sprawdziłam datę mojego ostatniego wpisu. Prawie miesiąc!?! Przekonana byłam, że minął najwyżej tydzień, może półtora. W tym czasie zdążyłam przenieść się do mojego całkiem nowego mieszkania, odczarować surowe, jeszcze trochę obce ściany i tchnąć w nie, kawałek po kawałku siebie, ugościć zastępy przyjaciół, dla których z dziką radością gotowałam i piekłam ich ulubione przysmaki w nowiutkiej kuchni, a także odchorować moje coroczne "około pierwszolistopadowe" przeziębienie :) Mimo całego zamieszania, nie zapomniałam w tym roku o dyni i chociaż festiwalowe dni niestety dobiegły końca, mam dla Was kilka smakowitych "pofestiwalowych" dyniowych propozycji.
Zostaję jeszcze przez chwilę w temacie buraków, żeby zaproponować Wam wypróbowanie ich w wersji wytwornej, trochę deserowej, trochę przystawkowej, w zależności od upodobań i pomysłów na ich wykorzystanie. Burak, jak wszystkim wiadomo, jest słodki, delikatny, a nawet lekko mdły sam w sobie. Dużo zyskuje, podkręcony zdecydowanym smakiem korzennych przypraw, octu lub kwaśnych owoców. Mogę Was zapewnić, że w połączeniu z miodem, cytryną, imbirem i migdałami jest wyśmienity.
W pewnym kontrowersyjnym, około kulinarnym show, dowiedzieliśmy się ostatnio, że Francuzi nie jadają buraków. Prawda to czy nie, nie wiem, ale wizja kuchni bez czerwonych buraków, mnie osobiście wydaje się nieznośna. Możecie wyobrazić sobie kuchnię bez buraczków zasmażanych, wigilijnego barszczu, buraczków marynowanych, zupy buraczkowej, botwinki, litewskiego chłodnika, czy wielkanocnej ćwikły z chrzanem?
W moim prywatnym kalendarzu kulinarnym są dania i wypieki, które z dokładnością niemal co do dnia i tygodnia, dokładnie o tej same porze roku szturmują moją kuchnię :) Przynajmniej tydzień lub dwa trwa sezon na przysmak, który staje się przez chwilę częścią codziennego jadłospisu, kiedy krojąc lub nakładając pierwszą porcję, myślę już o powtórce i kolejnej i kolejnej, dopóki nie nasycę się smakiem, widokiem i aromatem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)