Lipiec upływa wcale nie leniwie i wcale nie wakacyjnie. Pogoda w kratkę, bardziej wiosenna niż letnia, skutecznie zniechęca nawet do jednodniowych wypadów nad wodę. Rekompensuję to sobie na przemian - wizytami u przyjaciół i goszczeniem ich u siebie, bo w przeciwieństwie do kapryśnej pogody, z nimi zawsze jest lato :) W kuchni trwa gorący okres przetwórstwa owocowego i w kipiących nieustannie garnkach zmienia się tylko wsad - jagody kamczackie i agrest ustąpiły miejsca czereśniom (o których następnym razem :)), kiedy na swoją kolej czekają już niecierpliwie porzeczki. Czasu i miejsca na inne przyjemności kulinarne brak, więc do łask wracają szybkie i proste obiadowe makarony.
dam Ci serce szczerozłote.
dam konika cukrowego.
weź to serce, wyjdź na drogę.
i nie pytaj się "Dlaczego?"
Szczerozłotego serca co prawda nie mam, ale za to mam truskawkowe ;) Sezon truskawkowy w moim ogrodzie zakończył się już kilka tygodni temu. Jakież było moje zdziwienie, kiedy pośród pustych grządek, na jednym z krzaczków, znalazłam ostatnio piękne, słodkie, czerwone serduszko :) Sympatyczne zakończenie sezonu, prawda? :)
Znowu muszę Was przeprosić za wszystkie zaległości w odpowiadaniu na Wasze maile i komentarze. Wszystko dlatego, że zrobiłam sobie wolne i spędziłam dłuuugi weekend na moim ulubionym nadmorskim festiwalu. Mieszanie w garnkach porzuciłam na chwilę, aby zatrzymać zegary z Coldplay, pomachać długą grzywką razem z Paolo Nutinim, pobujać się do afrykańskich rytmów w strugach wieczornej ulewy wraz z Youssou N'Dourem, zajrzeć w czarne oczy Małego Księcia (tak tak - stałam pod samą sceną ;D) i wykąpać się w purpurowym deszczu dźwięków jego zaczarowanej muzyki :) Ale przed tym wszystkim upiekłam ciasteczka :)
Poszukując doskonałej tarty truskawkowej chyba odnalazłam właśnie ideał. Chyba, bo zawsze zachowuję sobie odrobinę niepewności, z nadzieją, że jednak wszystko co najlepsze jeszcze przede mną ;) Prawda jest taka, że próbowałam wiele tart z truskawkami - kruchych, kremowych, budyniowych - tych zapiekanych i takich, których kruchy spód wypełniało nadzienie tężejące w lodówce. Ze świeżymi, słodkimi truskawkami wszystkie smakowały dobrze, ale do doskonałości brakowało im jednego elementu. Teraz już wiem, że była to czekolada :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)