W tym roku ominęła mnie jedna z ulubionych akcji blogowych, czyli Czekoladowy Weekend Bei. Żałuję bardzo, ale jak mówi klasyk M.Jagger - you can't always get what you want i kiedy większość z Was delektowała się czekoladowym smakiem na setki sposobów, ja wraz z paroma innymi blogerkami, zgłębiałam tajniki przyrządzania ryb, o czym więcej następnym razem :)
Dzisiaj, ku czekoladowemu pokrzepieniu się mimo wszystko, dzielę się z Wami nowym odkryciem :)
Sticky toffie pudding, to jeden z ulubionych deserów Brytyjczyków. Poznałam go właśnie na wyspach i od razu dołączyłam do wielbicieli daktylowego deseru :)
Kto pierwszy rzuci śnieżką? :) Zaprosiłabym Was na bitwę na śnieżki, gdyby nie nagła odwilż i (wiosenne?) roztopy. Dlatego śnieżek śnieżnych nie będzie, ale za to będą kruche kule "śniegowe", które wyskoczyły mi z garnka gorącego tłuszczu na fali szaleństwa karnawałowych wypieków i "wysmażeń" :)
Rzadko zdarza się, żeby świąteczna pieczeń pojawiała się na moim stole ponownie i to zaledwie tydzień lub dwa po świętach. Poza tym, że jestem raczej mięsolubna inaczej (he he, ładny rym ;)), to zwykle po świątecznym nadmiarze smakołyków i ogólnym przejedzeniu najchętniej natychmiast po świętach przeszłabym na ostrą dietę jarską. Tym bardziej dziwiłam się sama sobie, że niedawno znów do pieca trafił słuszny kawał schabu (choć o połowę mniejszy od wersji świątecznej), do tego nafaszerowany boczkiem, żurawiną i garścią aromatycznych korzeni :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)