Lody imbirowo-cytrynowe zrobiłam na życzenie moich majowych gości :) Najważniejszym wymogiem był ich mocno imbirowy smak. Odpadał więc suszony, sproszkowany imbir, który bardzo szybko wietrzeje i jego dodatek na pewno nie byłby tym czego oczekiwali szanowni "zleceniodawcy" ;) Całą kwintesencję smaku wydobyłam ze świeżego korzenia, podgrzewanego z mlekiem i śmietanką i to był strzał w dziesiątkę. Nie bardzo mogłam sobie wyobrazić czysto imbirowego lodowego smaku, postanowiłam więc trochę go podkreślić i urozmaicić cytryną.
Nie ma nic przyjemniejszego od majowych spacerów. Koniecznie na piechotę, długich i daleko od cywilizacji. I chociaż w tym roku majowa pogoda w naszym kraju-raju niekoniecznie codziennie skłania do ruszenia do lasów i na łąki, to przynajmniej jeden weekendowy dzień w tygodniu "bucha" wiosną i wtedy nogi same niosą nas do natury :) Taki majowy spacer zafundowałam sobie razem z koleżankami w ostatnią niedzielę. Było ciepło, bardzo słonecznie i bardzo zielono. Właściwie zielono i biało, bo oblepione małymi kwiatkami krzaki tarniny i czeremchy z daleka wyglądały jak śnieżne zaspy :) Natknęłyśmy się na zbocze porośnięte kwitnącymi dzikimi truskawkami (koniecznie trzeba będzie wrócić tam za miesiąc - dzika truskawka, choć mniejsza od ogrodowej, jest przynajmniej dziesięć razy słodsza i bardziej pachnąca od swojej "udomowionej" siostry :)), na wygrzewającego się w trawie kota i hasające wesoło po łące konie. A dlaczego o tym wszystkim Wam tutaj opowiadam? Żeby udowodnić, że spacer po łąkach i lasach może być też fajną przygodą kulinarną :)
Pogoda w ciągu trzech dni z wiosenno-letniej zmieniła się w jesienną (jak to możliwe??), więc z tej okazji postanowiłam uraczyć siebie i Was czekoladą :) Już dawno miałam zamiar wypróbować pewne słynne, francuskie ciastka i splot wydarzeń i zbiegów okoliczności sprawił, że to właśnie teraz jest idealna pora na ich czekoladową wersję :)
Przepraszam Was za małą zwłokę z fiołkową loterią. Myślałam, że wyrobię się do końca świątecznego weekendu, ale trochę nie wyszło ;) Raz, że podejmowałam u siebie miłych majówkowych gości, a dwa - wczoraj kotka-sierotka kategorycznie odmówiła współpracy wymigując się załamaniem pogody (a wiadomo, że w czasie deszczu każdy szanujący się kot śpi smacznie zwinięty w kłębek, a nie robi za sierotkę ;)) Dzisiaj było już lepiej i losowanie odbyło się jak należy, choć bynajmniej nie cicho i z powagą, bo sierotkę najpierw trzeba było dogonić i (nie bez walki) wyrwać szczęśliwy los z paszczy, aby dowiedzieć się, do kogo otrzyma nagrody :)
Szczęście w losowaniu miały tym razem Isadora i Kornik :) Gratuluję dziewczyny! :)
Wszystkim Wam dziękuję za zainteresowanie i obiecuję, że w przyszłym roku fiołków do rozdania będzie na pewno więcej :) Pozdrawiam niezmiennie fiołkowo! :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)