Dzisiaj rano usłyszałam niewesołe wieści. Mroźna, śnieżna i prawdziwie zimowa zima na potrwać aż do końca marca :/ Jeszcze całe dwa miesiące za pan brat z grubymi płaszczami, ciepłymi szalikami, długimi kozakami, rękawiczkami i kremami ochronnymi do buntującej się przeciw arktycznemu powietrzu, tak jak i reszta ciała twarzy. Na domiar złego spadające ciśnienie powoduje, że niczym narkoleptyk chodzę w półśnie i zazdroszczę niedźwiedziom, które w tym czasie przewracają się z boku na bok w swoich wygodnych legowiskach, pogrążone w słusznym i usprawiedliwionym przez naturę zimowym śnie. Brak energii, brak weny twórczej, ech szkoda gadać. Bo zima powinna się kończyć tuż po Nowym Roku :)
Patrząc na rozrastającą się w zastraszającym tempie na bocznym pasku kategorię 'Wegetariańskie' czasami zastanawiam się nad swoim sposobem odżywiania. Nigdy nie byłam zdeklarowaną wegetarianką, chociaż do warzywnych i owocowych dań jestem przyzwyczajona od dziecka i spokojnie mogłabym się obyć bez mięsa przez dłuższy czas. Latem jestem wegetarianką sezonową, bo trudno mi oprzeć się warzywnemu festiwalowi w ogrodzie i na straganach, a jesienią i zimą chętniej jadam treściwe warzywne zapiekanki i słoneczne zupy kremowe, które przywołują letnie wspomnienia i smaki. Mięso jest od czasu do czasu, albo jest tylko dodatkiem. Ale czasem nachodzi mnie ochota na... schabowego :) To pewnie jakaś narodowa przypadłość i poradzić na nią nic nie mogę ;)
Dzisiaj będzie o pasji. Niby nic nowego, bo wciąż o pasji kulinarnej, ale wszyscy pasjonaci dobrze wiedzą, że o swoim największym koniku można pisać, mówić i słuchać bez końca :)
Pasja kucharzenia, oprócz ciągłego doskonalenia swoich umiejętności łączenia smaków i aromatów prowadzi do małej obsesji na punkcie jakości. Zaczyna się niewinnie, od studiowania etykietek gotowych produktów, badania zawartości cukru, tłuszczów, konserwantów. Żegnamy się na zawsze z margaryną, polepszaczami smaku typu fix, gotowcami z torebki i najchętniej wszystko produkowalibyśmy sami, aby nie przepuścić do naszej diety żadnych złych i sztucznych składników. Pieczemy chleby na zakwasie, uprawiamy i suszymy zioła, używamy tylko organicznych lub samodzielnie wyhodowanych owoców i warzyw, robimy masło, twarogi, przetwory. Ricotta, marynowane sery, oliwy o najróżniejszych smakach – no problem! Chociaż kiedyś nie mieściło nam się w głowie, że można to wszystko zrobić samemu. I mimo, że wymaga to trochę więcej czasu i wysiłku niż spacer do supermarketu, to oprócz szalonej satysfakcji, daje nam 100-procentową pewność jakości, której nigdy nie zapewni żadna masowa produkcja.
Subskrybuj:
Posty (Atom)