Pokazywanie postów oznaczonych etykietą karnawał. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą karnawał. Pokaż wszystkie posty
Udało mi się zdążyć przed samą końcówką karnawału z jeszcze jednym karnawałowym przysmakiem ze słonecznej Italii. Właściwie cannoli przestało być już tylko i wyłącznie ciastkiem karnawałowym, bo przez swoją popularność i wyśmienity smak, można je kupić przez okrągły rok w całych Włoszech (sama próbowałam cannoli po raz pierwszy będąc we Florencji). Tak naprawdę kruche, smażone ciastko nadziewane ricottą pochodzi z Sycylii, gdzie niemal wszystkie święta kojarzone są z lokalnymi słodkościami.
Tak bardzo brakuje mi słońca, że, choćby wirtualnie, ale na dłużej zatrzymam się w Wenecji :) Skoro zaczęłam od karnawałowych, weneckich zaleti, nie mogę nie wspomnieć o weneckich fritole, które są kulinarną wizytówką włoskiego miasta na wodzie. Fritole lub fritelle to małe, drożdżowe pączki z rodzynkami smażone i sprzedawane w Wenecji od czasów dożów. Kiedyś były tak popularne w karnawale, że powstał nawet specjalny fach "fritoler", specjalizujący się w smażonych w smalcu przysmakach sprzedawanych na ulicy, a jego mistrzowie ze swoimi pączkami w różnych, fantazyjnych wariantach, rezerwowali określone rejony miasta, aby nie wchodzić sobie w paradę.
Karnawał to na szczęście nie tylko smażenina. Na szczęście dla wagi i figury szczególnie, bo ja nie mam nic przeciw smażonym słodkościom, którym trudno się oprzeć ;) Ale po olbrzymim faworkowym mrowisku, dzisiaj mam do polecenia coś lżejszego - pieczonego, chociaż też słodkiego i bardzo smacznego. W karnawale lubię zajrzeć, choćby wirtualnie tam, gdzie ma on wyjątkową oprawę - np. do Wenecji. I tam właśnie, wśród karnawałowych balów, przebierańców i przepięknych masek, znalazłam ciekawy przysmak, którym zajadają się Wenecjanie w zapusty. Oprócz smażonych ciastek, obwarzanek i pączków, jada się tam słodkie, kukurydziane bułeczki z rodzynkami, nazywane zaleti.
Dzisiaj będzie nietypowo, bo oto serwuję mrowisko! :) Na szczęście całkiem jadalne, bezpieczne i do tego bardzo smaczne. Obok sękacza, mrowisko to najbardziej znany słodki przysmak Podlasia, ale również dobrze znany na Wileńszczyźnie. Takie oryginalne mrowisko, które przyjechało prosto z podlaskiego, kupiłam latem na targach żywności regionalnej i wtedy przekonałam się, jaki ten smak jest uzależniający! Podobną przypadłość mają chipsy - trzeba mieć naprawdę silną wolę, żeby przestać chrupać, przed tym, zanim sięgnie się dna torebki ;) Właśnie wtedy obiecałam sobie, że w karnawale zmontuję z faworków własne mrowisko, a że karnawał w tym roku wydaje się niepokojąco krótki, zabrałam się za nie od razu :)
Jeszcze jedno ciasto, które poza makowcem i piernikiem najbardziej kojarzy mi się ze świętami. Jeżeli z jakiś powodów nie zmieści się w bożonarodzeniowym menu, zawsze piekę go na Nowy Rok lub/i w karnawale. Chyba każdy kraj na świecie ma swoje ulubione, świąteczne ciasto z suszonymi owocami i bakaliami. Włosi mają swoje panforte, Brytyjczycy słynne Christmas fruit cake, a u nas w święta serwuje się keks.
Straszny ze mnie zmarźlak! Kiedy tylko temperatura na zewnątrz spada poniżej 10 stopni, opatulam się od stóp do głów, szukam w sklepach ubrań z domieszką wełny i wszędzie rozglądam się za ciepłym kaloryferem. Ze zgrozą, ale i podziwem obserwuję gołe kostki biegających po ulicach dziewczyn (nawet w trzaskającym mrozie!) i trzęsąc się jeszcze bardziej, myślę sobie, jaka to musi być tortura :) Późną jesienią i zimą mam słabość do grzanego wina - koniecznie z dużą ilością korzennych przypraw, pomarańczy i miodu. Wszystkie rozgrzewające napoje i drinki (no może oprócz piwa, za którym nie przepadam w każdej postaci) o tej porze roku są mile widziane, a że zbliżają się święta, później Nowy Rok i karnawał, polecam jeszcze jeden, który doskonale sprawdzi się na zimowych przyjęciach i prywatkach - poncz na cydrze z dodatkiem rumu.
Do karnawału jeszcze daleko, a mnie zachciało się pączków! :) W październiku i listopadzie uzasadnienie ma tylko jeden rodzaj pączków - pączki dyniowe. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że po pierwsze są to mini pączki (lub pączuszki jak kto woli), a po drugie - to w zasadzie coś pomiędzy pączkami i racuchami drożdżowymi, z luźnego ciasta na bazie dyniowego puree i mleczka kokosowego.
Oj będzie słodkie smażenie w tym tygodniu i jestem tego pewna, że nie tylko u mnie! ;) W tym tygodniu zawieszamy wszelkie diety i liczenie kalorii - jemy pączki, ptysie, oponki, kreple i faworki. Właśnie, faworków nie było jeszcze u mnie w tym roku, a to ostatnia szansa, żeby to nadrobić. Zdążyłam się przekonać, że tak jak pączki, chyba każdy naród na świecie ma swój własny rodzaj faworków, chrustu - smażonych w głębokim tłuszczu, kruchych ciastek. Tatarzy mają na przykład chrust zwany "urama" w postaci zwijanych na patyku pasków ciasta i tak też smażonych. Ciasteczka-spiralki wyglądają uroczo, ale trzeba się trochę pomęczyć, żeby je prawidłowo usmażyć, choć to pewnie kwestia wprawy.
Karnawał wkracza właśnie na ostatnią prostą. Już w przyszłym tygodniu będziemy objadać się w Tłusty Czwartek, a za dwa tygodnie świętować ostatki. Teraz dopiero zacznie się prawdziwe smażenie, lukrowanie i pudrowanie! :) Zdążyłam już usmażyć nowoorleańskie beignets, ale w tym roku koniecznie chciałam wypróbować też włoskie zeppole.
Subskrybuj:
Posty (Atom)