Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czarny bez. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czarny bez. Pokaż wszystkie posty
Mam kilka żelaznych punktów programu w menu, które muszę zaliczyć w sezonie truskawkowym, choćby nie wiadomo co. Drożdżówki z truskawkami, pierogi lub knedle z truskawkami, makaron z truskawkami (najlepiej co najmniej raz w tygodniu :D), ciasto z galaretką i truskawkami i biszkopt z bitą śmietaną i truskawkami. Sezon się kończy, wszystko już było oprócz biszkoptu! A że tak przecież być nie może, upiekłam biszkopt w wersji mocno napowietrzonej, w postaci ciasta szyfonowego z bitą śmietaną i truskawkami :)
Jesień stoi za progiem - teraz to już niezaprzeczalny fakt. Razem z nią czają się już jesiennie katary, przeziębienia, pierwsze grypy, anginy, zapalenia gardła i inne mało przyjemne sprawy. Każdego roku wytaczam im wojnę, bo antybiotykom i zasmarkanym nosom mówię zdecydowane NIE! Wierzę w naturę, szczególnie w jej dwa dary - syrop z młodych pędów sosny i czarny bez. O ten pierwszy trzeba postarać się wiosną (o czym zawsze przypominam), a na czarny bez, a dokładnie jego owoce (super owoce!), najlepszy czas jest właśnie teraz. Wszystkie przetwory z czarnego bzu są zdrowe, więc gorąco polecam i smaczną konfiturę, marmoladę czy galaretkę, ale syrop, bohater dzisiejszego wpisu, jest syropem do zadań specjalnych - syropem na odporność, na zdrowie.
To właściwie uzupełnienie poprzedniego wpisu i przepisu. Galaretka, którą wykorzystałam do zrobienia glazury na sernik i którą dodałam częściowo do jego masy. Ale nie tylko do sernika warto ją robić, bo jest pyszna bez dodatków i jako dodatek do pieczywa, deserów, a nawet serów :) Nie będę wspominać o jej zaletach zdrowotnych, bo powszechnie wiadomo, że przetwory z czarnego bzu pomagają przetrwać najgorsze jesienne pluchy, srogie zimy i epidemie grypy.
Przynajmniej dwa razy przetarłam oczy ze zdumienia, kiedy dziś rano spojrzałam w okno. Całkiem zielona jeszcze trawa pokryta srebrzystym szronem, oszronione szyby samochodów, a termometr z uporem pokazuje temperaturę -2 stopnie C. Jak to!? A gdzie październikowa złota jesień, gdzie ostatnie przyjemne babie lato? Dobrze, że zdążyłam zebrać z ogrodu ciepłolubne zioła i warzywa, bo dziś zastałabym już tylko smętnie zwisające, zbrązowiałe od przemrożenia ziołowe truchła. Nie zgadzam się na taki stan rzeczy, szczególnie, że mam dla Was kilka zaległych przepisów z darami wczesnej jesieni, którą cieszyliśmy się przecież jeszcze przed tygodniem. Jednym z nich jest sernik z owocami czarnego bzu.
Wraz z końcem rozkwieconego, kolorowego czerwca, zakończyłam produkcję kwiatowych przetworów. Może dodam do nich jeszcze w lipcu konfiturę z płatków róż, jeżeli uda mi się uzbierać słuszną ich ilość i parę bukiecików pachnącej lawendy do suszenia, ale najważniejsze kwiatowe delikatesy - ucierane, kandyzowane i te z wywarów, stoją już na piwnicznych półkach.
Truskawkowa tarta w sezonie powoli staje się tradycją w mojej kuchni, ale jeszcze bardziej niż bez niej, nie wyobrażam sobie czerwca bez drożdżówek z truskawkami. Czerwiec bez słodkich, truskawkowych bułeczek, to jak lipiec bez jagodzianek! Czasem pieczemy je wspólnie podczas weekendowych spotkań z rodziną, z prawdziwie "rodzinnej" porcji (z przynajmniej 1,5 kg mąki!), delektując się nimi w ogrodzie na gorąco - niemal tuż po wyjęciu z pieca (takie są najlepsze!). Częściej wypiekam bułeczki z truskawkami z mniejszej porcji, bawiąc się ich różnymi formami i dodatkami.
Ostatnio dopadło mnie paskudne przeziębienie :/ Trochę się zdziwiłam, bo jeżeli już mam zachorować, zwykle łapię sezonową grypę (lub coś grypopodobnego) na przełomie października i listopada i na tym koniec. Ale żeby na początku września?? O nie nie, nie poddam się tak łatwo! Z lekka pociągając nosem wybrałam się więc czym prędzej na zbiory dojrzałego już dobrze czarnego bzu, w którego cudowne właściwości wierzę już od wczesnego dzieciństwa, o czym już Wam kiedyś opowiadałam ;) Moje intuicyjne wierzenia na szczęście popierają też mądrzejsze głowy, które odkryły, że czarne kuleczki są jednym z najbogatszych źródeł bioaktywnej substancji - anthocyainy, stymulującej system immunologiczny naszego organizmu do zwalczania takich właśnie paskudnych infekcji.
Kolejny z wiosennych sezonów można powoli uważać za zamknięty. Delikatne, białe i wonne kwiatki czarnego bzu przekwitają, przekształcając się w zielone kulki, które do jesieni zmienią kolor na czarny. Syrop na zimę już zabutelkowany, opisany i odstawiony, przynajmniej w większej części, na piwniczną półkę. Reszta została w lodówce, pod rękę, aby na bieżąco gasić pragnienie w postaci "bzowej lemoniady", po wymieszaniu ze schłodzoną wodą mineralną i plasterkiem cytryny. A ostatnie zebrane baldachy bzu zapakowałam w słoiki :)
Sezon truskawkowy powoli się kończy a wraz z nim powoli przekwita czarny bez. Ostatnia szansa na wonne, białe kwiatki (to jedna z tych osobliwości świata, kiedy to czarne jest białe, a białe jest czarne ;)), obsypane żółtym pyłkiem. Zdążyłam zrobić syrop (w tym roku z dodatkiem świeżego imbiru), a ostatnie upolowane baldachy usmażyłam w gofrach :)
Czarny bez towarzyszył mi od zawsze. Rozłożyste krzaki porastały ulicę wokół domu babci. Pamiętam też jeszcze żywopłot z czarnego bzu, w którym bardzo często gnieździły się małe ptaki, zakładając w jego gęstych gałęziach swoje gniazdka i wychowując pisklęta. Obserwowaliśmy je przez całe lato, ostrożnie, starając się nie zakłócić ich spokoju. Czarny bez jest atrakcyjny przez cały sezon. Wiosną pojawiają się piękne i pachnące baldachimy złożone z białych drobnych kwiatków, które później, latem zamieniają się w zielone kulki, by w końcu jesienią przystroić się w grona czarnych, błyszczących jagódek. W dawnych czasach, kiedy nie było jeszcze komputerów, telefonów komórkowych i wymyślnych zabawek, z kuzynami robiliśmy z gałązek bzu piszczałki albo (chętniej ;)) dmuchawki, które wraz z kulkami w charakterze amunicji do owych dmuchawek, zawsze zapewniały nam świetną zabawę :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)