Dzisiaj zapraszam wszystkich na kawę - kawę po turecku :) W końcu przetestowałam ten rodzaj parzenia kawy, a to za sprawą tygielka, który kupiłam dawno temu od Turka. Tygielek do tej pory głównie leżał zapomniany gdzieś na dnie szafki, czasem występując gościnnie jako drugoplanowy bohater sesji zdjęciowych. Znalazłam go ostatnio robiąc porządki w szafce i szkoda mi się go zrobiło, bo taki ładny tygielek zasługuje na uwagę i szansę robienia tego, do czego został stworzony - parzenia kawy :) Kiedyś kawą po turecku określano znaną wszystkim kawę-plujkę, zalewaną wrzątkiem w szklance, obowiązkowo z dużą ilością fusów. Parzenie prawdziwej kawy do turecku to mały rytuał. To co, wpadniecie? :)
Oprócz specjalnego tygielka i zasad parzenia, bardzo ważna jest sama kawa. Nie tyle jej rodzaj, co stopień zmielenia (najlepsza oczywiście jest świeżo mielona). Powinna być zmielona najdrobniej jak to tylko możliwe - niemal na pył. Chociaż starałam się zmielić kawę kilkakrotnie, a nawet przesiać przez drobniutkie sitko, podejrzewam, że i tak była zmielona zbyt grubo. W Turcji mają do tego specjalne młynki. To drobne mielenie ma wpływ na to, jak zaparzy się kawa i czy wytworzy się charakterystyczna pianka. W samym parzeniu najważniejsza sprawa to to, aby nie dopuścić do zagotowania się kawy - wtedy też z pianki nici. Udało mi się to dopiero za drugim razem, bo za pierwszym przegapiłam moment i w tygielku zawrzało ;) Najmniejszy palnik kuchenki okazał się i tak zbyt mocny i musiałam trzymać tygielek za rączkę, wyżej nad ogniem. Dlatego Turcy często wykorzystują do tego żar lub gorący piasek - kawa w umieszczonych w takich łaźniach piaskowych tygielkach parzy się, ale nigdy nie wrze. Kawę po turecku parzy się razem z cukrem lub/i przyprawami korzennymi (z kardamonem jest świetna) i podaje ze szklanką wody.
Ja zostanę jednak przy ulubionej kawie włoskiej z kawiarki (za bardzo lubię kawę z mlekiem), ale od czasu do czasu fajnie jest napić się porządnej kawy po turecku (albo po wietnamsku! ;)).
Kawa po turecku:
Odmierzyć odpowiednią ilość wody filiżanką, w której będzie serwowana kawa i wlać ją do tygielka.
Tygielek postawić na małym ogniu, a kiedy woda lekko się podgrzeje wsypać 2 łyżeczki (na jedną filiżankę) bardzo drobno zmielonej kawy i cukier (jeżeli lubisz kawę z przyprawami korzennymi, również trzeba je dodać właśnie teraz). Kiedy kawa zaczyna opadać na dno, wymieszać wszystko łyżeczką, aż cukier rozpuści się.
Podgrzewać kawę w tygielku na bardzo małym ogniu, uważając, aby nie doprowadzić jej do wrzenia. Kiedy kawa zaczyna podnosić się, unieść tygielek lub zupełnie zestawić z ognia. Kiedy opadnie, znów podgrzać nad ogniem i pozwolić, aby kawa podnosiła się i opadała przynajmniej 2-3 razy - na jej powierzchni powinna powstać pianka.
Zaparzoną kawę przelać do małej filiżanki. Podawać ze szklanką wody i koniecznie z małymi słodkimi łakociami (np. chałwą, rachatłukum lub lokmą).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
tygielek bardzo uroczy , mam parę w swojej kolekcji , kawa w nich zaparzona całkiem inaczej smakuje , a mi jeszcze powiedziano i pkazano ,że trzeba jak się w trakcie parzenia podnosi tygielkiem uderzać o blat dnem żeby opadła i zaparzać tak 3 razy :)
OdpowiedzUsuńO, to musi być dobry patent! Wypróbuję sobie, jak będę parzyć następnym razem :)
Usuńpiękne, bardzo klimatyczne kadry!!!
OdpowiedzUsuńDzięki! Taki klimat chodził za mną już od dawna, odkąd naoglądałam się tureckich seriali historycznych ;)
UsuńTeż mam taki tygielek, tylko mój pochodzi z Bośni i Hercegowiny, gdzie mówi się nań "dżezwa" :) tam też piję się kawę po turecku i podaje z niewyobrażalnie słodkimi orientalnymi słodyczami.
OdpowiedzUsuńA tak - też słyszałam nazwę dżezwa dla tygielka :) Chyba w całym regionie pije się kawę parzoną podobnie, bo i w Grecji używają takich tygielków. No i wszędzie tam mają te niesamowicie ulepkowate desery - najwyraźniej to jakoś się łączy ze sobą ;)
UsuńNie umiem pić kawy z fusami, choćby nie wiem jak drobnymi ;) Brr!
OdpowiedzUsuń