Kiedyś istniały dla mnie tylko ziemniaczane. Chrupiące, z kwaśną śmietaną, najlepiej te z kuchni babci, do dziś moje ulubione, które bez chwili wahania wybrałabym na ostatni posiłek w życiu. Mogły konkurować tylko z babką ziemniaczaną, też tą babciną. Później zaczęłam odkrywać i doceniać inne placki warzywne - pyszne kalafiorowe, selerowo-cukiniowe, czy inne mieszane, grubo tarte rosti. Moje ostatnie odkrycie to soczyście zielone placki z zielonego groszku.
Groch siejemy wiosną w ogrodzie w przynajmniej dwukrotnie, w różnych odstępach czasowych. Ten pierwszy, najwcześniejszy, zarezerwowany jest dla wielbicieli skubania grochu z zielonych strączków prosto z krzaka. Kiedy już wszyscy się najedzą, drugą, późniejszą grządkę przeznaczam na mrożenie zielonego groszku na zimę i oczywiście na delektowanie się świeżym w zupach, przystawkach i innych daniach.
Zielone placki robią się błyskawicznie - wystarczy zblanszować zielony groszek (rozgotowywanie go jest profanacją!) i część zmiksować z jajkami, mlekiem, mąką i parmezanem, a część dodać w całości do ciasta (jakie ładne są wtedy w przekroju!). Bardzo dobrze smakują z samą kwaśną śmietaną lub jogurtem, ale można podać je też z greckim sosem tzatziki. Po sezonie można użyć groszku mrożonego.
Placki z zielonego groszku:
300 g zielonego groszku (świeżego lub mrożonego),
1 szklanka mąki,
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia,
1/2 szklanki mleka,
2 jajka,
2 łyżki startego parmezanu,
kilka listków świeżej mięty i bazylii,
sól i pieprz
Groszek wrzucić do garnka z gotującą się, lekko osoloną wodą. Gotować 3-4 minuty, po czym odcedzić i przelać zimną wodą.
Mąkę przesiać i wymieszać z proszkiem do pieczenia. Do misy blendera wrzucić jajka, mąkę, zioła i mleko oraz 3/4 ugotowanego groszku. Wszystko zmiksować na gładką masę (ciasto powinno mieć konsystencję gęstej śmietany - jeżeli jest za rzadkie, dodać trochę więcej mąki, jeżeli za gęste - trochę mleka). Dodać parmezan i pozostały groszek. Doprawić do smaku solą i pieprzem i wszystko jeszcze raz wymieszać łyżką.
Na patelni z nieprzywierającym dnem rozgrzać odrobinę oleju. Nakładać po dwie łyżki ciasta na jeden placek i smażyć placki z dwóch stron.
świetnie wyglądają, takie zielone :-)
OdpowiedzUsuńDzięki! To niesamowite, że zielony groszek tak ładnie barwi :)
UsuńSuper wyglądają. Koniecznie muszę wypróbować :)
OdpowiedzUsuńPolecam bardzo! Ich przygotowanie to właściwie chwilka :)
Usuńjeśli są chociaż w połowie tak smaczne jak piękne, to biorę w ciemno!
OdpowiedzUsuńGwarantuję, że są! :D
UsuńTeż lubię placki z różnych warzyw, również ziemniaczane z dodatkami (dynią, cukinią, marchewką). Te groszkowozielone wyglądają bardzo apetycznie! :-)
OdpowiedzUsuńO właśnie - dobrze że mi przypomniałaś - muszę zrobić ziemniaczano-cukiniowe, bo cukiniowy sezon w pełni :)
UsuńSą takie wiosenne! Podobają mi się szalenie :)
OdpowiedzUsuńTo prawda - mnie też kojarzą się z wiosną :) Szkoda, że groszek nie dojrzewa wcześniej :)
UsuńUwielbiam wszelkie placki, już widzę, jak mój synek by je zajadał.
OdpowiedzUsuńTeż myślę, że dzieciom odpowiadałyby bardzo! Można przy okazji dorobić do nich jakąś fajną historię, żeby były to placki Shreka albo zielonych ludków/kosmitów :D
UsuńOdlotowe :) Szkoda, że nie mam dostępu do świeżego groszku. Kiedyś z siostrą za młodu obskubałyśmy wujkowi cały groszek z ogródka, pozostawiając łupinki przed domem. Potem musiałyśmy się przez jakiś czas przed wujkiem chować, tak bardzo był zły na nas. Pewnie gdyby wiedział, że przyjadą do niego dwie głupiutkie kozy, to by posiał groszek tak jak Ty, w dwóch turach i w odstępie czasowym, albo założył kłódkę do ogródka ;)
OdpowiedzUsuńMistrzowskie zdjęcia :)
Uściski :)
Marta W.
Też znam takie historie z dzieciństwa :D Groszkowi prosto z grządki nie można się oprzeć! ;D
UsuńMarto, ale nic straconego - doskonale nadaje się na placki groszek mrożony ze sklepu. Trzeba go tylko zblanszować tak jak ten świeży.