W myśl wyznawanej przeze mnie zasady, że nie marnuję jedzenia, ostatnią garść świeżych fiołków, którą miałam jeszcze w lodówce, dorzuciłam do naleśników :) Już dawno miałam zamiar wypróbować naleśniki w wersji bezglutenowej, z azjatyckim smaczkiem - na białej mące ryżowej. Po usmażeniu na suchej patelni, na małym ogniu, naleśniki pozostają białe i to jest doskonała baza dla kwiatowych dodatków.
Ciasto na naleśniki ryżowe musi być bardzo rzadkie, a same naleśniki cieniutkie, niemal przezroczyste, bo brak glutenu nie dodaje im sprężystości - za grube placki będą zbyt zbite i twarde do składania lub zwijania w rulon z nadzieniem. Zamiast fiołków można dodać do nich inne kwiaty jadalne - równie ładnie będą wyglądać bratki, płatki róży albo małe stokrotki.
Naleśniki fiołkowe na mące ryżowej:
1 szklanka mąki ryżowej,
2 łyżki mąki ziemniaczanej,
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia,
1 jajko,
1 łyżeczka cukru,
1/4 łyżeczki soli,
ok. 1 szklanka wody,
garść świeżych kwiatów fiołka
Jajko ubijać przez chwilę z solą. Mąkę ryżową wymieszać z ziemniaczaną, proszkiem do pieczenia i cukrem. Dodać do jajka i mieszać, dolewając wodę. Ciasto musi mieć rzadką konsystencję. Na końcu dodać fiołki i wymieszać.
Smażyć cienkie naleśniki na małej patelni do naleśników z nieprzywierającą powierzchnią (na patelni suchej lub z odrobiną oleju) na małym ogniu z obu stron.
Podawać na ciepło z ulubionymi dodatkami.
Kuzyneczka jakbyś chciała mnie adoptować to ja się zgadzam :D a takie naleśniki mogę jeść codziennie z różnymi kwiatkami , choć z fiołkami najbardziej . a zdjęcia urywają wszystko , ach
OdpowiedzUsuńAluś, bardzo chętnie! :D Mogę serwować takie kwiatowe specyjały całą wiosnę i lato :D
UsuńOjej , jak się cieszę :D
UsuńCzarujesz Komarko! Te nalesniki sa przepiekne...az szkoda ich jesc :)
OdpowiedzUsuńWyglądają uroczo :)
OdpowiedzUsuńWyglądają jak koronkowe serwetki. Piękne, aż szkoda zjeść.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście wyglądają trochę, jak wyszywane fiołkami serwetki :D
UsuńRobiłam cukier fiołkowy i miód fiołkowy, ale tak jeszcze nie próbowałam :) Chyba najwyższy czas! Tylko zawsze mi szkoda fiołków, bo tak ładnie pachną i aż żal je zjadać :)
OdpowiedzUsuńWyglądają przepięknie! :)
OdpowiedzUsuńA u Ciebie nadal pachnie fiołkami. Pięknie wyglądają te kwiatki zatopione w naleśnikach, chybabym się rozmarzyła zamiast jeść :-).
OdpowiedzUsuńCudowne, delikatne i piękne. Po prostu. :)
OdpowiedzUsuńTo są najromantyczniejsze naleśniki, jakie w życiu widziałam! :)
OdpowiedzUsuńAch znalazłam �� Dziękuje za podsunięcie pomysłu. CO prawda, na dzisiaj obiad już mam, ale jutro robię Twoje naleśniki ��
OdpowiedzUsuń