Chociaż daleko mi do księżniczki, a i pięknego jak młody rzymski bóg Gregorego Pecka nie było w pobliżu (niestety ;)), wycieczka po wiecznym mieście miała dla mnie coś z uroku starego filmu. Rzym odwiedziłam pod koniec marca, tuż przed Wielkanocą i kiedy u nas każdemu dawały się we znaki ostatnie podrygi zimy, tam wszystkie zmysły pieściła już wiosna w pełni i można było odczuć pierwsze oznaki śródziemnomorskiego lata. Uliczne stragany uginały się pod ciężarem stosów zielonych karczochów, dorodnych, pachnących pomidorów i słonecznych, dojrzałych pomarańczy, a parki i trawniki porażały soczystą zielenią.
Wycieczki po Rzymie nie trzeba skrupulatnie planować. Wystarczy spontaniczna wędrówka - koniecznie na piechotę - po uliczkach historycznej części miasta, a wszystkie punkty obowiązkowe na pewno prędzej niż później same staną na Waszej drodze :) Pewnie wszystkich od lat tak samo zaskakuje widok wyłaniającego się nagle zza zakrętu ruchliwej ulicy majestatycznego Kolosseum, umieszczonej na niewielkim, przytulnym placu, osławionej przez Felliniego, monumentalnej fontanny di Trevi, czy stale oblężonych przez turystów Schodów Hiszpańskich u podnóża kościoła Św. Trójcy (Trinita dei Monti).
Wystarczy przemieścić się na drugą stronę Tybru, przekraczając jeden z wielu mostów (najlepiej jeden z najpiękniejszych i najbardziej malowniczych - Most Św. Anioła (Ponte Sant' Angelo)), aby z łatwością trafić do Watykanu i od razu skierować się do Bazyliki Św. Piotra lub stanąć w długiej kolejce do Muzeów Watykańskich, wypełnionych po brzegi, zgromadzonymi przez wieki przez papieży, najznamienitszymi dziełami sztuki. Cały Rzym jest zresztą jednym wielkim dziełem sztuki i doprawdy trudno powiedzieć, co robi większe wrażenie - te wszystkie zapierające dech w piersi zabytki, czy tamtejsze jedzenie :)
Nikogo chyba nie trzeba przekonywać co do wartości kuchni włoskiej. Każdy smakosz przynajmniej raz w życiu powinien udać się na kulinarną wędrówkę po Półwyspie Apenińskim (co sama dopisuję po raz kolejny i kolejny do swoich podróżniczych planów :)) Już samo obserwowanie mieszkańców i ich zamiłowania do jedzenia, sprawia niesamowitą przyjemność. Włosi kochają jeść i widać to na każdym kroku - po przepełnionych o każdej porze dnia restauracjach, cukierniach, kawiarniach i lodziarniach i po tym, że nikogo nie dziwi widok eleganckiego biznesmena pod krawatem, zajadającego w biegu na ulicy wielką, apetyczną panini albo kawałek pizzy. W Rzymie, jak i w całych Włoszech wszędzie pewniakiem jest kawa. Nawet w najbardziej "niewyględnych" barach czy mini-kafejkach można być pewnym, że to co otrzymamy w malutkiej filiżance czy większej, przykrytej kremową pianką, na zawsze zmieni nasze wyobrażenie o czarnym napoju i zanim się zorientujemy, okaże, że codziennie pochłaniamy nieprzyzwoite ilości espresso lub cappuccino, mimo że nigdy wcześniej nie byliśmy kawoszami :) Z kolei koneserzy będą czuli się tam jak w niebie, delektując się wszystkimi możliwymi rodzajami kawy, odpowiednio do pory dnia i okazji, łącznie z deserem w postaci kawowej granity z bitą śmietaną.
To samo dotyczy makaronów i pizzy - ani razu nie trafiłam na taką, która nie smakowałaby mi nawet trochę - z grillowaną papryką, pomidorkami czereśniowymi, pancettą, szynką parmeńską, bakłażanem, karczochami, szpinakiem, rukolą, oliwkami, owocami morza i najlepszą mozzarellą na świecie - każdy znajdzie coś dla siebie. Z przysmaków włoskiego fastfood-u udało mi się spróbować też w końcu arancini - ryżowe kulki z mięsno-warzywnym nadzieniem w środku, panierowane w bułce tartej i smażone w głębokim oleju - pycha :)
Na śniadanie, zamiast Tiffaniego, lepiej odwiedzić włoską piekarnię i kupić kilka rodzajów miejscowego pieczywa :) Do wyboru na pewno będą pyszne, różnego rodzaju focaccie, schiacciata, wypiekana z ciasta chlebowego, smarowanego oliwą i posypanego grubą solą, ciabatty, grissini. Warto spróbować słodki chlebek rozmarynowy (pan di ramerino) - drożdżowy z rodzynkami i siekanym rozmarynem o zaskakującym smaku.
Po wszystkich włoskich przysmakach nie można odmówić sobie deseru, a w szczególności lodów :) Powiedziałabym o nich to samo, co o kawie, pizzy i makaronach, ale jednak w ich przypadku można trafić na gorsze i lepsze. Najpewniej po wyglądzie je poznacie :) Jeśli owocowe, to tylko te z ogromnymi kawałkami owoców, czekoladowe koniecznie w kolorze ciemnego kakao, a orzechowe takie, które wyglądają jak grubo zmielona, zmrożona orzechowa masa.
O Rzymie i kuchni włoskiej mogłabym tak opowiadać jeszcze co najmniej w kilku wpisach, bo nie wspomniałam przecież jeszcze o serach (moje odkrycie - wędzona scamorza), wędlinach i winach (zakup obowiązkowy - lekkie gronowe wino w małym kartoniku ze słomką :D), ale na ten temat napisano już tomy, a i tak żadne opowieści nie oddadzą prawdziwego smaku jedzenia i klimatu rzymskich uliczek. Mogę tylko gorąco polecić wyprawę do wiecznego miasta - w końcu wszystkie drogi prowadzą do Rzymu :)
Aha, podobny makaron z pokrzywą (pasta con le ortiche) też można zjeść wiosną w Rzymie :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Komarko przepiękna i przepyszna wycieczka! Rzym kocham całym sercem, Wieczne Miasto ma w sobie niesamowity urok. Wszystkie miejsca, w których byłam urzekają, czuje się tę wielkość i właśnie wieczność miasta, na każdym kroku stykając się z Historią.
OdpowiedzUsuńTo dla mnie jest takie niesamowite.Będąc tam chłonę wszystko łapczywie i chcę jeszcze i jeszcze.Podobnie jak teraz patrząc na Twoje piękne zdjęcia. Zatęskniło mi się i chciałabym się tam znaleźć znowu.
Włoska kuchnia jest wspaniała, ubóstwiam ją, za jej prostotę a jednocześnie wspaniały smak. Taki, jakiego nie ma nigdzie indziej. Tylko tam pizza smakuje jak pizza, a lody, kawa i granita są najlepsze na świecie:).
Cudowna wycieczka, cudowna!
Uściski Kochana :*
Majanko, dokładnie tak jak piszesz - czuje się tam oddech tych wszystkich minionych wieków i to właśnie jest takie niesamowite i piękne :) Wyjątkowe miejsce, wyjątkowa kuchnia :) Uściski!
Usuńwspaniały wypad! ja się wybieram dopiero za rok
OdpowiedzUsuń(na szczęście nie po raz pierwszy, bo nie wiedziałabym od czego zacząć :))
Ja w samym Rzymie po raz pierwszy (wcześniej Toskania) i uwierz - zupełnie nie wiedziałam od czego zacząć :D I koniecznie chcę tam wrócić, bo wszystkiego za jednym razem ogarnąć nie sposób :)
Usuńco jak co ale jesc to wlosi potrafia ;D
OdpowiedzUsuńSuper wycieczka, Rzym urokliwy jest. Mała poprawka, nie Ponta a Ponte co znaczy most. :) Chleb włoski może być, francuzi jednak znają się na tym lepiej ;))
OdpowiedzUsuńDzięki za wyłapanie - literóweczka :)
UsuńNo Rzym jest urokliwy to prawda. Widze że i salami moje ulubione było :)
UsuńKomarka - piękny post, cudna wyprawa.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie pan na jednym z ostatnich zdjęć - co on robi? To nie pasta... wygląda jak chipsy!
Michał, to ani pasta ani chipsy :) Nie pamiętam, jak się nazywały, ale to słodkie, cieniutkie i bardzo kruche i chrupiące ciastka o anyżowym posmaku, przypominające andruty lub tuiles. Wychodziły właśnie z takiej machiny i jeszcze ciepłe były pakowane i sprzedawane lub częstowane ;)
UsuńFantastyczne zdjęcia. Zazdroszczę podróży. Uwielbiam salami i focaccię, chętnie spróbowałabym ich we Włoszech.
OdpowiedzUsuńOoo mój boże ! Jakie piękne lody..dlaczego takich nie ma w Polsce? Piękne zdjęcia, aż chce się teraz lecieć pierwszym samolotem tam :)
UsuńTeż żałuję, ze naszym do tych włoskich daleko. W pistacjowych i orzechowych zakochałam się na amen :)
UsuńW Krakowie jest jedna lodziarnia którą prowadzi włoch a właściwie dwóch. Robią lody typowo włoskie,więc pyszne,kremowe,pełne smaku co prawda ja za lodami nie przepadam,ale mój ukochany uwielbia i te bardzo mu smakują no i mają w sobie całe owoce lub pestki.
UsuńCóż mogę napisać? Całym sercem i całą sobą chciałabym się tam znaleźć i...umieć robić tak cudowne zdjęcia! Dzięki nim przecież zapragnęłam tam pojechać, zasmakować tych pyszności.
OdpowiedzUsuńHehe, ja co do kulinariów mam odwrotne doświadczenia - tzn. lody zawsze i wszędzie były pyszne; natomiast pizza niekoniecznie - jadłam okropną w Sienie. Co do kawy podzielam opinię - zawsze dobra:)
OdpowiedzUsuńO, to widzę, że miałam szczęście - Siena była w planach, ale nie udało się z braku czasu tym razem. Może i dobrze ;D
UsuńTrezba uważać również na pizzę - generalna zasada-nie wchodzimy do lokali, gdzie na zewnątrz jest informacja w kilku jezykach, bo właśnie tam można się naciąć tak, jak my, na pizzę z mrożonki odgrzewaną nie wiem w czym, wolę nie wiedzieć, była tak paskudna, ze jej nie tknęliśmy prawie. a wino drogie i tez wcale nie najlepsze. dużo lepsze było to malych trattoriach lane z beczek. w dodatku niezbyt milo się zrobiło, kiedy usłyszałam, jak kelner, kiedy przyjdą Włosi, uprzedza, ze pizza jest nie z pieca (niestety, rodzina włoska usiadła niedaleko nas zza późno, po naszym zamowieniu i wtedy usłyszałam jak kelner o tym informuje a nie wiedział, ze wszystko rozumiem, bo powiedzialam, że mozemy rozmawiać po francusku lub angielsku, włoski znam tylko trochę). Najlepiej jadac w małych lokalach, gdzie jest tloczno od Włochów, uczta wówczas zapewniona.
OdpowiedzUsuńTo pierwsza zasada w każdym nowo-odwiedzanym miejscu na świecie - jeść tylko tam, gdzie jadają miejscowi a nie turyści, bo takie praktyki zdarzają się niestety wszędzie.
UsuńAleż cudnie u Ciebie :) , dopiero trafiłam i nie wiem czy smucić się, że tak późno, czy cieszyć, że mam tyle do nadrobienia :), z włoskiej natury chyba tylko łakomstwo mam, ale oni to ładnie zwą - miłość do jedzenia :).
OdpowiedzUsuńZdjęcia cudowne i te architektoniczne i te kulinarne :)
Melduje się na stałe :)
Witaj Jo! :) Nie ma co żałować - szybko nadrobisz :)) Pozdrawiam serdecznie!
UsuńKomarko, dziękuję za ten wpis! W Rzymie byłam wieki temu, mając lat 15 i dzięki Twoim zdjęciom i cudownym opisom przeniosłam się tam raz jeszcze, czując zapach pizzy i kawy, przypominając sobie dokładnie niezapomniany smak lodów nakładanych szpatułką, melona owiniętego szynką parmeńską i codziennych makaronowych kolacji, które nie znudziły mi się nawet po 10 dniach.
OdpowiedzUsuńswoją drogą podczas tego pobytu jadłam najdziwniejszą pizzę na świecie - z parówkami i frytkami o.O ale że to było we Włoszech, smakowała jak każda inna włoska pizza :D
Dziękuję Komarko za przypomnienie mi tych słonecznych obrazków z Rzymu! :)
OdpowiedzUsuńTeraz leżąc chora w łózku, wracam do letniej bluzki pośród starych uliczek, pysznego makarony z karczochami i ricottą..
Cudowne to miasto.
Pozdrawiam!
P.
Ah, Włochy jedno z moich marzeń.. Nie tylko pod względem widoków i zabytków, ale właściwie głównie od strony kulinarnej. Tylko coś czuję, ze po tych wszystkich pysznościach zajęłabym dwa miejsca w samolocie, a nie jedno. ;)
OdpowiedzUsuńwspaniala podroz i cudowne zdjecia:)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńświetnie to wszystko opisałas !!! biura podrozy powinny wpiąc linki do tej czesci Twojego bolga hihihi
pozdrawiam
Tesska
Przedwczoraj wzbogaciłam się o książkę "Two Greedy Italians" Antonio Carluccio i Gennaro Contaldo i uważam, że spokojnie Twoją relację można publikowac jako zachęcającą do jej kupna no i przede wszystkim jako zachętę do odwiedzenia krainy potomków rzymskich herosów :) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńale pyszności... muszę dopisać Rzym do miejsc, które koniecznie muszę odwiedzić :D
OdpowiedzUsuńAch, ach :) Lubię takie wspomnienia. :)
UsuńPs. Komarko, a czy zawitałaś na targu przy Campo di Fiori? A jeśli tak (bo podejrzewam, że tak:D), to czy przypadkiem nie zaczepiał Cię tam uroczy sprzedawca - pan Leszek? :D Podejrzewam, że on wszystkich swoich rodaków zagaduje. :D
Małgosiu, niestety na Campo di Fiori nie dotarłam tym razem - za mało czasu zdecydowanie na te wszystkie rzymskie atrakcje. Ale ja tam jeszcze wrócę! I pana Leszka, mam nadzieję, spotkam :)
Usuń