To ostatni z moich jesiennych przetworów. Pojawia się tutaj z lekki poślizgiem, bo z różnych przyczyn wypadał z kolejki ;) ale jest za dobry, żeby przepadł na dobre lub czekał do przyszłej jesieni, szczególnie, że przydać się może jako dodatek do świątecznych pieczeni. U mnie ostatnio jest ulubionym sosem śniadaniowym do urozmaicenia smaku kanapek z wędliną lub serów. Mowa o pomidorowym chutney'u, w którego skład wchodzą pomidory zielone.
A wszystko przez to, że wiosną dostaliśmy od wujka parę sadzonek pomidorów gatunku, który przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania :) Odmiana syberyjska, która nie tylko chłodu się nie boi, ale jest również odporna na wszelkie pomidorowe choroby i kiedy po wszystkich innych pomidorach, dawno trafionych pomidorową zarazą i jesiennym chłodem, zostały tylko suche badyle, nasze syberyjskie nowości pod koniec października dalej trwały w gruncie, oblepione dosłownie zdrowymi, jędrnymi owocami. Niestety na dojrzewanie pod gołym niebem nie miały szans, bo słońce zdążyło już odlecieć wraz z bocianami do ciepłych krajów, zostawiając w zastępstwie parę bladych, zimnych promieni. Pozostało zebrać pomidory z krzaczków i poczekać, aż dojrzeją w ciemnym miejscu w koszykach lub znaleźć sposób na wykorzystanie zielonych. Na usmażenie ich w panierce amerykańskim sposobem jakoś nie miałam ochoty i dlatego powstał chutney :)
Jeżeli nie macie dostępu do pomidorów zielonych, można zrobić ten sos w całości z dojrzałych, czerwonych. Bo że zrobić go warto, gwarantuję - szczególnie jeżeli lubicie słodko-kwaśne, lekko pikantne smaki.
Przypominam Wam również o zabawie, w której można wygrać pakiet trzech książek Richarda Paula Evansa, testując jeden z jego przepisów z powieści "Obiecaj mi". Na Wasze zdjęcia i opinie czekam do poniedziałku.
Chutney z zielonymi pomidorami:
500 g pomidorów zielonych,
500 g pomidorów czerwonych,
350 g cebuli,
250 g jasnego cukru muscovado,
90 g rodzynków,
1 czerwona papryczka chili,
300 ml białego octu winnego,
2 łyżeczki gorczycy,
1 łyżeczki soli
Zielone pomidory umyć i pokroić w dużą kostkę. Razem z posiekaną cebulą przełożyć do garnka. Dodać rodzynki, pokrojoną drobno papryczkę chili, cukier, sól, gorczycę i ocet winny. Podgrzewać na średnim ogniu i po doprowadzeniu do wrzenia gotować 25 minut, mieszając od czasu do czasu, aby składniki nie przywarły. Po tym czasie dodać pokrojone w kostkę pomidory czerwone i gotować na średnim ogniu kolejne 30 minut, aż sos zgęstnieje a składniki zrobią się szkliste.
Gotowy, gorący chutney przełożyć do wyprażonych słoików, zapasteryzować.
Zapiszę sobie przepis, choć pewnie zdecyduję się na zrobienie chutney'a w przyszłym roku. Własnych pomidorów nie mam, a te ze sklepu/targu nie są już dobre (w ogóle mam wrażenie, że pomidory w tym roku były "średnie").
OdpowiedzUsuńO widzisz, ja robiłam taki indyjski kiedyś, ale potem ktoś mi napisał że to trucizna takie zielone pomidory, niby nie uwierzyłam ( choć o liściach to nawet Heston mówił, że fe), ale jakoś mnie zniechęciło. A tamten dobry był, więc twój z pewnością też.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że podoba mi się taki przepis szczególnie, że lubię różnego rodzaju i koloru pomidory
OdpowiedzUsuńU nas też się pojawił w tym roku podobny chutney, więc potwierdzamy, że to smakowity dodatek :) Intrygujący jest dodatek rodzynek, ja osobiście ich nie lubię, ale uważam, że to świetny pomysł!
OdpowiedzUsuńKomarko! Już mi się w tym roku ten kosz niestety nie przytrafi, a ten który miałam wykorzystałam na konfiturę, ale w przyszły roku na pewno zrobię Twój chutney! Jest genialny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Double_N, właśnie, zdaję sobie sprawę, że trochę już po sezonie i o dobre pomidory coraz trudniej, ale gorąco polecam do wypróbowania w przyszłym roku :)
OdpowiedzUsuńGospodarna_narzeczono, pewnie chodziło o zawartość solaniny w tych zielonych. To prawda, że zawierają niewielką jej ilość, ale trucizna prawie całkowicie ginie w obróbce cieplnej i do tego jest rozpuszczalna w wodzie. Zielonych pomidorów na surowo nie polecałabym, ale gotowane długo w chutneyu, dżemie czy smażone, są ok. :)
Aniu, myślę, że nie tylko te dwa kolory i odmiany pomidorów można tu użyć. Inne - pomarańczowe czy żółte też by tu pasowały :)
Burczymiwbrzuchu, rodzynki dodają chutneyowi hinduskiego charakteru i tej fajnej słodyczy :) Polecam!
Aniu, w takim razie ja w przyszłym roku sprawię sobie Twoją konfiturę dla odmiany :) Pozdrawiam! :)
Mniam, ale mi apetytu narobiłaś :)
OdpowiedzUsuńFajny ten Twój chutney:)
OdpowiedzUsuńAch i och i znowu ach :)
OdpowiedzUsuńTo pierwsze zdjęcie z kanapką - do mnie przemówiło!
spokojnej nocki
M.
Piękne, piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńto musza byc naprawde wysmienite smaki:)
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie tą odporną, syberyjską odmianą :) - czyli w Polsce nie do dostania??? A szkoda ...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Dorota
que blog tan genial tienes. your blog is very nice, i´m from spain i stay at your blg forever to see your recipes always :) (sorry for my english)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię smażone zielone. I aż żałuję, że nie wybrałam się w tym roku na Halę Mirowską na polowanie...
OdpowiedzUsuńW kwestii tej trucizny, też czytałam, że obróbka cieplna załatwia sprawę :)
pozdrawiam!
ps. miło było się znowu z Tobą widzieć :)
Czy zostawiłaś sobie nasiona tych pomidorów? Chętnie bym wyprubowała ich odporność w trudnych warunkach mojej działki.
OdpowiedzUsuńmniam ! z miłą chęcią bym taki chutney zjadła :)
OdpowiedzUsuńBuenisima combinación !!!!
OdpowiedzUsuńUnas fotografias estupendas.
Besos
Miguel
lareposteriademiguel.blogspot.com
Grażynko, ja już się szykuję na dużo większą chutney-produkcję w przyszłym roku :)
OdpowiedzUsuńOlu, fajny i smaczny, nieskromnie powiem ;))
Monika, z wędlinką smakuje bosko! Pozdrawiam!:)
Marta, dziękuję bardzo :)
Aga, całość komponuje się naprawdę fajnie :)
Doranmo, są jak najbardziej! Muszę tylko wybadać jaką dokładnie mają nazwę :)
Mar, welcome to my blog! It's nice to meet you here :) Greetings from Poland!
Zemfiroczko, i wzajemnie! :))
Boberku, pewnie że zostawiłam! Będziemy eksperymentować - wyglądają na naprawdę odporne na wszystko - powinny przeżyć i na działce :) Przypomnij mi o nich na wiosnę ;)
Ulcik, smakuje jesienią i zimą wyśmienicie :)
Miguel, thank you :)
czy powinnam obrać pomidorki ze skórki i wywalić pestki? bo nie znosze skórki w pomidorach, choć same pomidory uwielbiam ...;)a przy okazji przepis świetny mam nadzieję, że mi wyjdzie ten chutney, niestety zielonych pomidorów nie mam za wiele ale zawsze kilka się wrzuci :D
OdpowiedzUsuńTak, oczywiście, można pomidory sparzyć przed użyciem i zdjąć skórkę i pestki. Mam nadzieję, że będzie smakować, bo ja jestem wielką fanką tego chutneya jako dodatku do wędlin :)
Usuńchutney właśnie się gotuje jak na frazie wszystko śmierdzi octem (przynajmniej mnie bo zapachu octu nie znoszę) i konsystencja jeszcze dość zupowata, ale pomidory były dość miękkie i baaardzo dojrzałe:) myślę, że za godzinkę powinno już być ok dam znac jak tylko spróbuję ;)
UsuńWitam :) Jak nazywa się ten pomidor syberyjski ?
UsuńDokładnie tak się nazywa - odmiana Syberian :)
UsuńMój chutney właśnie się pasteryzuje. Dałam zielone, żółte i czerwone pomidory. Na koniec jeszcze go lekko zblendowałam uzyskując gęstą konsystencję :) Pycha!!!!
OdpowiedzUsuń