Pamiętacie naszyjniki z owocowych pestek? :) Pamiętam ze swojego dzieciństwa, że każde jesienne porządki w ogrodzie kończyły się zabawą w tworzenie eko-ozdób na szyję lub zamiennie, okręconych kilkukrotnie wokół nadgarstka w roli eko-bransoletki - na rękę :) Materiału było sporo - lekko nadpsute jabłka, gruszki-spady, które nie dostąpiły zaszczytu znalezienia się w skrzynce wędrującej do piwnicy na zimę. Ale ja najbardziej lubiłam pestki pigwowca :) Mimo że mniejsze i twardsze od jabłkowych i gruszkowych (co wiązało się z większym poświęceniem i wielokrotnym użyciem plastra do opatrzenia pokłutych paluszków ;)), były bardziej krągłe i pięknie błyszczące, przy czym nie traciły swojego naturalnego blasku i nie matowiały jak inne po inwazyjnym wyrwaniu ich z ciepłego nasiennego gniazdka. Naszyjnikiem czy bransoletką z pigwowca można było pochwalić się przed koleżankami bez dwóch zdań :)
Oczyszczone w taki pożyteczny sposób żółte owoce pigwowca wędrowały następnie do kuchni, aby trafić w ręce cioci, która miała najlepszy patent na ich wykorzystanie. Wysmażone w syropie i nazywane przez wszystkich "pigwową cytrynką", były ulubionym dodatkiem do herbaty przez całą zimę. Na szczęście zachował się jeszcze jeden krzaczek pigwowca w ogrodzie i udało mi się uzbierać owoców na dwa słoiczki "pigwowej cytrynki". Od siebie dodałam świeży imbir - tak z sympatii i dla zdrowotności ;)
Pigwowiec z imbirem w syropie:
200 g owoców pigwowca,
200 g cukru,
100 ml wody,
kawałek korzenia świeżego imbiru,
1 łyżeczka cynamonu
Owoce umyć i oczyścić z gniazd nasiennych (przekrajam każdy na ćwiartki i każdą ćwiartkę jeszcze na pół). Owoce wrzucić do garnka i zalać wodą, tak aby je przykrywała. Doprowadzić do wrzenia i gotować około 10 minut, aż owoce zmiękną, po czym odcedzić. W rondelku wymieszać wodę i cukier, ugotować syrop. Imbir obrać i pokroić na niewielkie plastry. Razem z owocami pigwowca przełożyć do słoika lub szklanego naczynia, po czym zalać gorącym syropem cukrowym. Odstawić na dobę. Następnego dnia zlać syrop, ponownie doprowadzić do wrzenia i gotować przez chwilę i znowu zalać owoce i imbir. Następnego dnia jeszcze raz zlać syrop, ugotować i do wrzącego wrzucić pigwowca z imbirem. Smażyć do czasu, aż pigwowiec stanie się szklisty. Dodać cynamon, wymieszać i przełożyć do słoiczków. Nie wymagają pasteryzacji.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
hm , Komarko ,a nie masz tam u siebie jednego wolnego pokoju?Alcia chętnie by się do ciebie wybrała:D
OdpowiedzUsuńRajskie jabłuszka, pigwa, zawijańce z dynia , raju ty masz prawdziwy raj :)))
A te zdjecia pigwy, przetworów to takie majstersztyk , cudo
Świetny przepis, kwasowość pigwy z imbirem i cynamonem to musi być coś.
OdpowiedzUsuńit looks so lovely! i never eat this fruit but i looks very tasty! :*
OdpowiedzUsuńpigwa pachnie obłędnie :) mam nadzieję, że nie traci na aromacie w tej formie :)
OdpowiedzUsuńAleż Ty pyszności tworzysz:)
OdpowiedzUsuńAch Komarko, powiedz mi dlaczego ja jeszcze nie jadłam pigwowca? A pigwę moze raz w życiu i to ze 100 lat temu..
OdpowiedzUsuńSkosztowałabym tych pysznosci. Pięknie się prezentuje taka konfiturka.
Pozdrawiam ciepło:)
Zdecydowanie wolę pigwowca od pigwy, może do obróbki mniej przyjazne owoce ale za to jakie aromatyczne!
OdpowiedzUsuńz imbirem nie robiłam, musi byc pyszna taka herbatka:)))
Czy to straszny wstyd, że nie jadłam nigdy pigwowca?
OdpowiedzUsuńKomarko, moja mama takie robi:) bez imbiru, ma się rozumieć;). Kiedyś robiła w takim kształcie, jak Twoje, teraz ściera na tarce, a ja... mogłabym to wyjadać łyżkami! Ale ograniczam się... I czasami...(:)) dodaję do herbatki:)
OdpowiedzUsuńZdjęcie z koszem urzekające - taki "mój" klimat:)
Ja naszyjnikow z pestek nie robilam, a szkoda... Na pocieszke moglabym dodac sobie lyzeczke takiego pigwowca do herbaty.
OdpowiedzUsuńTeż mam taki dodatek do herbaty.... Tylko tego raju brak i muszę wyszukiwać rarytasów po straganach :(
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, jaki ma smak, wypiłabym taką herbatkę:) Jak patrzę na te zdjęcia to wydaje mi się, że wszystko jest takie pyszne, że się zakocham w tych smakach, bo ani dyni ani pigwowca, ani nawet pigwy nie miałam okazji skosztować... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie :)
PS W moim dzieciństwie brakowało takich eko-bransoletek :)
Jak do herbatki to dla mnie w sam raz. :)
OdpowiedzUsuńGran receta y una fotografia magnifica!!!!
OdpowiedzUsuńBesos
Miguel
lareposteriademiguel.blogspot.com
uwielbiam pigwę, tym bardziej że mi się kojarzy z babcią, z dawnymi czasami kiedy babcia hodowała u siebie na działce krzaczki pigwowca.
OdpowiedzUsuńuwielbiałam do herbaty dodać plasterek pigwy z syropu.
mniam mniam
dziękuję za wspomnienia
Monika
www.bentopopolsku.blogspot.com
Margot-kuzyneczko, dla Ciebie miejsce znajdzie się zawsze! A i rajem chętnie się podzielę :))
OdpowiedzUsuńDariaanno, bardzo ładnie te wszystkie smaki się dopełniają. Właściwie to całość smakuje jak dobry deser prosto ze słoiczka :)
Emily, it is flowering quinces fruit :) It is very sour raw but cooked in sugar syrup tastes delicious!
Katie, nie, nie traci swojego aromatu ani trochę :)
Atinko, dziękuję, staram się ;)
Majanko, a ja z kolei nigdy nie jadłam pigwy! I też zastanawiam się dlaczego :))
Kass, to prawda, że te mniejsze wersje owoców i warzyw mają zawsze skondensowane smaki. A obróbką nie jest tak źle - ja tam lubię małe formy ;)
Kabamaigo, absolutnie nie, bo ja na przykład nie jadłam nigdy pigwy :D
OdpowiedzUsuńEwelajno, faktycznie oryginalnie robiło się bez imbiru i cynamonu, to ja je tak podkręciłam ;) A z takiego starkowanego pigwowca musi wyjść prawdziwa konfitura! Muszę spróbować w przyszłym roku :)
Maggie, nic straconego - dzisiaj eko-biżuteria też modna ;)
Szarlotku, okazuje się, że jednak nie wszystko tu mamy w tym raju, bo drzewka prawdziwej pigwy brak :)
Dream-about-muffin, smak i przede wszystkim zapach ma bardzo przyjemny, bo w syropie niby słodki, ale lekko kwaskowaty - taka właśnie oszukana cytrynka :)
Sue, szczególnie jesienią i zimą sprawdzają się takie herbatkowe dodatki :)
Miguel, muchas gracias y un saludo :)
Mnemonique, okazuje się, że to była całkiem popularna metoda spożytkowania owoców pigwowca! Fajnie mieć takie wspomnienia :)
Przepiękne zdjęcia Komarko!!! Wstyd się przynznać, ale ja nawet nie wiedziałam, że taki owoc istnieje ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!!
bardzo ladne zdjecia:) a taki przysmak to fajnie miec w spizarni:)
OdpowiedzUsuńPiękne. Zazdroszczę pigwy, bo sama nie mam do niej dostępu. A zrobiłabym sobie pigwówkę, miodzio nalewkę. I słoik takiego cudeńka, które pokazujesz.
OdpowiedzUsuńPigwa również kojarzy mi się z dzieciństwem. Owoc trochę zapomniany, ostatnio wraca do łask, m.in. dzięki takim postom jak Twój.
OdpowiedzUsuńPigwa to tak mi się wydaję trochę zapomniany owoc, ale to z imbirem musi być pysznie rozgrzewające :D
OdpowiedzUsuńKomarko gdyby jeszcze dane mi było napić się takiej herbaty razem z Tobą to już pełnia szczęścia! :)
OdpowiedzUsuńA korale to robiłyśmy z Siostrą z ziaren kawy :) I z makaronu - maleńkich gwiazdeczek :)
Nigdy w życiu nie jadłam ani pigwy ani pigwowca!
Jak one smakują? :)
Kocham robie co roku
OdpowiedzUsuńSądzę że gotowane owoce pigwy tracą sporo witamin
OdpowiedzUsuń