Nie wiem, czy kojarzycie pewnego zielonego, gąbczastego cudaka, który pojawił się tutaj dwa lata temu z hakiem i który wzbudził powszechną konsternację, głównie za sprawą tego rzadko spotykanego w wypiekach koloru (to było chyba jeszcze przed erą święcenia triumfów przez innego cudaka, zwanego "ciastem Shrek"... :P). To było moje pierwsze spotkanie z azjatyckim ciastem szyfonowym i jak wówczas sama przyznałam - dalekim od ideału w moim wykonaniu :) Problemem była forma do pieczenia, bo zwykła, niska tortownica z kominkiem nie zdała egzaminu, a także brak tajemniczego jeszcze winianu potasu i kombinowanie na własną rękę z innymi stabilizatorami białek. W każdym razie efekt i tak był na tyle porywający, że postanowiłam nie składać broni w tym temacie, tylko po zaopatrzeniu się w brakujące narzędzia i składniki próbować dalej. O ile winian potasu nie stanowi już żadnego problemu, to kwestia foremki spędzała mi sen w powiek ;)
Oryginalne, aluminiowe azjatyckie formy do ciast szyfonowych, dostępne w sklepach wysyłkowych, nie zachęcały ceną (w końcu nie zamierzałam produkować "gąbek" codziennie, ani nawet co tydzień :)), a znalezienie czegoś zastępczego nie było najłatwiejszym zadaniem. Aż pięknego, słonecznego dnia, na zwykłych, regionalnych targach spożywczo-ogrodniczych, na stoisku z górą najzwyklejszych w świecie tortownic, keksówek, blach i innych przyrządów kuchennych, wygrzebałam wysoką, prostą, okrągłą formę z wysokim kominkiem, pokrytą chropowatym teflonem, za całe... 15 zł! :)
Chodzi o to, że lekka jak puch masa, wypełniona bąbelkami ubitej piany z białek, rośnie pod niebo, pnąc się po chropowatych (broń Boże posmarowanych tłuszczem!) ściankach formy, których kurczowo trzyma się też po wyjęciu z pieca, co zapobiega opadaniu. Dzięki temu uzyskujemy rozkoszne ciasto-piankę lub ciasto-gąbeczkę, jak kto woli i tylko nasza wola (i niezliczonej liczby przepisów ;)), jaki mu smak zaaplikujemy. Wiem, że to nieelegancko bawić się jedzeniem, ale jeżeli któreś danie działa na więcej zmysłów niż tylko smak, zapach i może wzrok, to jest nim ciasto szyfonowe - równie przyjemne w smaku, co w dotyku :) Jeżeli mieliście kiedyś w ręku naturalną, morską, wilgotną gąbkę, wiecie o czym piszę :)) Porzućcie więc pomysły podawania łyżeczek czy widelczyków, bo nie ma nic przyjemniejszego od skubania palcami ciasta szyfonowego.
Przy okazji jest to bonus do zakończonego festiwalu dyniowego, bo nie wyrobiłam się niestety z publikacją, a ciasto jest właśnie dyniowe. Co więcej, razem z Szarlotkiem i to całkiem nieświadomie, zrobiłyśmy sobie akcję pieczenia dyniowego ciasta szyfonowego, piekąc dokładnie to samo ciasto, dokładnie z tego samego przepisu w prawie tym samym czasie! :D Uwielbiam takie niespodzianki! Może ktoś jeszcze chce się przyłączyć następnym razem? Mam jeszcze całą listę smakowych gąbek do wypróbowania :)
Dyniowe ciasto szyfonowe:
100 g dyniowego puree,
35 g mleka,
35 g oleju,
8 g ekstraktu waniliowego (lub Cointreau, jeżeli wolicie aromat pomarańczowy),
100 g mąki,
100 g cukru,
6 jaj,
1/2 łyżeczki winianu potasu (cream of tartar),
70 g pestek dyni
Pestki dyni uprażyć na suchej patelni lub w piekarniku, po czym ostudzić.
Mleko wymieszać z olejem, wanilią i musem dyniowym. Dodać przesianą mąkę i utarte żółtka i jeszcze raz wszystko dokładnie wymieszać.
Białka ubić mikserem - kiedy pojawią się bąbelki dodać 1/3 części cukru. Cały czas ubijając dodawać cukier stopniowo jeszcze w dwóch porcjach. Na końcu dodać winian potasu i kontynuować ubijanie, aż piana zrobi się sztywna i lśniąca.
1/3 piany dodać do masy żółtkowo-dyniowej i delikatnie wymieszać gumową szpatułką lub drewnianą łyżką. Dodawać kolejne części piany i tak samo delikatnie wymieszać z pozostałą masą. Jest to najważniejszy punkt przygotowania ciasta szyfonowego, więc nie należy się spieszyć :) Na końcu dodać pestki dyni. Ciasto przełożyć do niewysmarowanej (!!!) tłuszczem okrągłej formy z kominkiem o średnicy około 23-24 cm.
Nagrzać piekarnik do 170 stopni, po czym włożyć formę z ciastem. Po 10 minutach zmniejszyć temperaturę piekarnika do 150 stopni i piec kolejne 20 min.
Upieczone ciasto natychmiast wyjąć z piekarnika i odwrócić formę do góry nogami (najlepiej kiedy opiera się na wyższym od brzegów formy kominku lub specjalnych nóżkach). Zostawić do całkowitego ostudzenia.
Długim nożem okroić brzegi wzdłuż boków formy i kominka i delikatnie wyjąć ciasto.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zaintrygowało mnie to ciasta.
OdpowiedzUsuńOczywiscie,że pamiętam tamto ciasto! Raju to juz dwa lata minęły ? ;)
OdpowiedzUsuńCzas leci...
Dyniowe również bardzo mi sie podoba,jestem bardzo ciekawa tego ciacha. Chętnie bym kawalek skubnęła.
Piękne zdjęcia Komarko:)
Pozdrawiam Cię:)
Smakowicie wygląda ta gąbka, ale ja chciałabym ją upiec po to, żeby...ją dotknąć :D Bo wyobrażam sobie, że ma ciekawą fakturę :)
OdpowiedzUsuńHah dobre podsumowanie z tą gombką. Polecam zrobic bo jest smaczne
UsuńAle puchate! Wygląda bardzo apetycznie. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
yummymorning.blogspot.com
Jak obłoczek! :))
OdpowiedzUsuńPysznie wygląda ;) I ten piękny kolorek. Czego można chcieć więcej ;)
OdpowiedzUsuńi druga mnie nim kusi , o kurcze jakie ono u Pani piękne wyszły , jak puch
OdpowiedzUsuńJak dotad nie pieklam jeszcze ciasta szyfonowego, ale jadlam kiedys (z zielona herbata matcha) i bylam zachwycona, zwlaszcza jego lekka, gabczasta tekstura. Twoja dyniowa wersja wyglada powalajaco!
OdpowiedzUsuńlekkim krokiem dołączam do grona zaintrygowanych :)
OdpowiedzUsuńYummy & Tasty
Och ta wspaniała Komarka zawsze wymyśli coś niebanalnego :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mania
jak puchata dyniowa chmurka;))pewnie wyjątkowo smaczne;)pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWygląda bombowo! Miałaś szczęście z foremką ;) Ja nigdy nie wiem jaka jest najlepsza i siedzę nad półkami ponad pół godziny ;p
OdpowiedzUsuńEspectacular, una delicia que entra por los ojos, la fotografia inmejorable.
OdpowiedzUsuńUn Beso
Miguel
lareposteriademiguel.blogspot.com
Oczywiście, że pamiętam tamtą zieleninę! Była zachwycająca! :) Ta dynia też taka jest. A co masz w butelce? ;)
OdpowiedzUsuńKomarko, tak cudownie piszesz o tym cieście, że grzechem by było go nie spróbować :)
OdpowiedzUsuńgdzie dostać ten winian potasu
OdpowiedzUsuńOstatnie tygodnie miałam pod znakiem dyni. Myślałam nawet, że nieco sie nią przejadłam, ale ten przepis zainspirował mnie do dalszych wyzwań :)
OdpowiedzUsuńgenialny przepis... bede szukac winianu potasu... i tez zrobie!
OdpowiedzUsuńwow!!! ale niesamowicie pieknie wyglada:) i ta fajna struktura:)
OdpowiedzUsuńAronio, ja też jestem nim cały czas zaintrygowana :))
OdpowiedzUsuńMajanko, prawda? Też wydaje mi się, że tego pandanowca piekłam parę miesięcy temu :)
Fuchsia, rozumiem Cię bardzo :D Ja też wprost nie mogłam powstrzymać się od skubania go - jest obłędnie miłe w dotyku :))
Shaddy, to taki dyniowy puchatek ;))
Praline, dobrze powiedziane :)
Darkangeliko, dziękuję :)
Margot, udała nam się z Szarlotkiem akcja gąbkowa ;))
Maggie, to w taki razie też jadłaś zielonego cudaka, chociaż o innym smaku niż mój pandanowy :)) To dyniowe ma taką samą super lekką fakturę :)
Małgo, tylko lekki krok jest tu na miejscu ;D
Maniu, dziękuję :))
OdpowiedzUsuńMonisiu, dokładnie takie jest :)
Sue, sama nie mogłam uwierzyć, kiedy ją zobaczyłam - dokładnie o taką mi chodziło, a nigdzie wcześniej jej nie widziałam :) Szczęśliwy traf po prostu :)
Miguel, thank you! :)
Zemfiroczko, w butelce ulubiona bzowa lemoniadka - bardzo pasująca pod gąbkę ;D
Kini, jeżeli przekonałam Cię, to bardzo się cieszę, bo nie będziesz żałować :)
Anonimie, można go kupić przez internet, ale jeżeli masz kogoś znajomego na wyspach (w Anglii lub Irlandii), najlepiej poprosić, żeby przywiózł pudełko winianu (pod nazwą "cream of tartar") Oetkera - tak do dostania w każdym większym markecie.
Marto, ja już przekonałam się, że dynią nie da się przejeść :D Sama już kilka razy kończyłam sezon dyniowy i wciąż coś z dynią robię :))
Est_Quest, za granicą nie powinno być z nim problemu. A jeżeli nie, to zawsze zostaje internet :)
Aga, dzięki :)
fajne przepisy
OdpowiedzUsuńMam zamiar upiec dzisiaj to ciasto.Czy puree zrobiłaś z upieczonej dyni czy zmiksowałas surową?
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Maria
Jescze jedno pytanie - czy pieklaś z ogrzewaniem gra-dół czy z termoobiegiem?
OdpowiedzUsuńMaria
Mario, dynię najpierw trzeba upiec albo ugotować na parze do miękkości. Surowej nie uda się zmiksować na mus. Piekłam góra/dół bez termoobiegu. Trzeba pamiętać tylko o niezbyt wysokiej temperaturze, bo w wysokiej spiecze się zbyt mocno i szybko i nie zdąży wyrosnąć. Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńDziękuje za odpowiedż.Nasunęło mi się jeszcze jedno pytanie .Napisałaś,że zółtka dodajemy po ich utarciu -ale z czym?
OdpowiedzUsuńMaria
Żółtka najpierw trzeba utrzeć same ze sobą na puszysty krem i dopiero połączyć z dynią wymieszaną z mlekiem i olejem (tzn. nie wrzucać ich w całości) :) Chodzi o to, żeby ciasto napowietrzyć maksymalnie, więc wszystko płynne najpierw trzeba utrzeć, a suche przesiać.
OdpowiedzUsuńDzięki.Zakasuję rękawy i do dzieła.
OdpowiedzUsuńMaria