Oszalałam zupełnie na widok tych bułeczek! :) Tajwańskie bułeczki z wyglądu przypominają trochę chińskie pierożki wonton, ale jak na bułeczki przystało, są z ciasta drożdżowego. Mają mięsne nadzienie (chociaż wyobraźnia podsunęła mi od razu parę innych pomysłów na smaczny wsad :)) i zupełnie jak nie-bułeczki, zamiast rosnąć i rumienić się w piecu, smażą się, a dokładniej duszą na patelni :) I jak tu takich nie kochać! ;) Znalazłam je na blogu Lydii My Kitchen, jednym z moich ulubionych z kuchnią azjatycką, a ona zaadaptowała przepis na podstawie programu kulinarnego telewizji tajwańskiej (koniecznie obejrzyjcie filmiki z youtube - bardzo przydatne :))
Nadzienie można przygotować w dwóch różnych wersjach - z kapustą lub szczypiorkiem. Najlepiej podzielić mięso na dwie części i od razu zrobić obie, bo kto by tam miał głowę do decydowania, która wyjdzie smaczniejsza ;) Nawet teraz po ich zjedzeniu trudno mi wybrać. W każdym razie bułeczki z patelni są wspaniałe - chrupiące od spodu i mięciutkie na wierzchu z soczystym nadzieniem w środku. Wybitnie pasują jako dodatek do czystego bulionu lub barszczu (taka mała polsko-azjatycka fuzja ;)), a i podgryzane bez dodatków nie tracą nic ze swojego uroku :)
Tajwańskie bułeczki z patelni:
ciasto -
5 szklanek mąki,
1 łyżeczka drożdży instant
ok. 2 szklanki wody,
szczypta soli
nadzienie -
600 g mielonej chudej wieprzowiny (np. z łopatki),
1 szklanka kapusty pekińskiej,
1 szklanka posiekanej cebuli (najlepiej szalotki),
1/2 szklanki posiekanego szczypiorku,
1 łyżeczka startego lub drobno posiekanego imbiru,
1 łyżeczka soli,
1 łyżka wina ryżowego,
1 łyżka ciemnego sosu sojowego,
1 łyżka oleju sezamowego,
1/3 łyżeczki cukru,
świeżo zmielony pieprz
Mąkę wymieszać z drożdżami i solą. Powoli dolewać ciepłą wodę zagniatając ciasto. Wyrobić (ciasto musi być gładkie i elastyczne, gęstością przypominać ciasto na pierogi), przykryć ściereczką lub folią i odstawić na 20 minut.
Kapustę posypać solą i odstawić.
Do mięsa dodać cebulę, imbir, sos sojowy, wino ryżowe, olej, cukier, sól i pieprz do smaku. Dobrze wyrobić, aby składniki połączyły się. Mięso podzielić na dwie części. Do jednej dodać szczypiorek, do drugiej odciśniętą kapustę. Wymieszać.
Ciasto drożdżowe podzielić na dwie części. Uformować wałeczek i pokroić na równe części (z połowy ciasto powinno wyjść około 10 bułeczek). Kawałki ciasta uformować w kulki i rozwałkować, tak aby na środku ciasto było grubsze, a na brzegach cieńsze. Na środek nałożyć nadzienie i zlepić brzegi, zbierając brzegi krążka ciasta i formując sakiewkę.
Z podanych proporcji wyszło mi 20 bułeczek - 10 z nadzieniem szczypiorkowym i 10 z nadzieniem kapuścianym.
Patelnię z nieprzywierającym dnem rozgrzać, dodać łyżkę oleju i ułożyć bułeczki - jedną przy drugiej. Szklankę zimnej wody wymieszać z 2-3 łyżeczkami mąki i łyżeczką octu i szybko wlać na patelnię z bułeczkami. Woda powinna sięgać przynajmniej połowy wysokości bułek. Patelnię przykryć pokrywką i pozostawić na ogniu, aż cała woda wyparuje, a bułeczki zarumienią się od spodu.
Nie samych chlebem żyje człowiek i dlatego chciałabym jeszcze przypomnieć Wam o fantastycznym weekendowym wydarzeniu :) Jeżeli jesteście typem sowy i nie możecie spać w nocy albo jesteście ciekawi, jak wyglądają muzea po zmroku albo też nie macie żadnych innych planów, zróbcie sobie koniecznie wieczorową porą wędrówkę po muzeach w Waszej okolicy w najbliższą sobotę :) Wszystkim z Trójmiasta i okolic polecam szczególnie bliskie mi Muzeum Narodowe w Gdańsku. Będzie moc atrakcji i nie można tego przegapić! :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To już? Już Noc muzeów? Ale fajnie! Dzieki za przypomnienie, KOmarko!
OdpowiedzUsuńA bułeczki brzmią świetnie i rzeczywiscie przypominaja won-tony :)
Moje pierwsze skojarzenie jak je zobaczyłam to pierożki won-ton! Prezentują się pięknie, chyba się skuszę i takie zrobię, bo bardzo mi się podobają. A na noc muzeów się wybieram:)
OdpowiedzUsuńświetne! Boskie. :-) Na pewno je zrobię, aż mi zapachniało, jak je zobaczyłam.
OdpowiedzUsuńCudowne bułeczki Komarko! Widziałam je na którymś z blogów azjatyckich, też mi się spodobały,ale nie odważyłam się ich robić. Cudownie Ci wyszły.
OdpowiedzUsuńJa chyba się nie wybiorę na NOc Muzeów. Powiem Ci, ze jeszcze nie byłam nigdy, a chcieliśmy iść. Jakoś nie wyszło.
W tym roku tez nie damy rady. Mamy komunię na głowie ;)
Pozdrawiam ciepło:)
Majana
Komarko, bułeczki wyglądają ślicznie i apetycznie - zdecydowanie nie na tę porę..;). Najbardziej podoba mi się to, ze niewątpliwie chrupią...:)
OdpowiedzUsuńAniu, w takim razie będę wypatrywać Cię w Narodowym! :D Ja i mój aparat, jak co roku bierzemy czynny udział :)
OdpowiedzUsuńBurczymiwbrzuchu, bardzo polecam, bo naprawdę nie są trudne do zrobienia :)
Majanko, oj to szkoda, bo na pewno i Ty i synek bylibyście zachwyceni, bo zawsze jest mnóstwo atrakcji dla dzieci :) Ale nic straconego - za rok też będzie okazja :)
Krokodylku, polecam :)
Ewelajno, chrupią, chociaż tak połowicznie ;) Ale w tym ich urok :)
Bułeczki wyglądają bardzo smacznie!!!
OdpowiedzUsuńJestem Tajwanką i podoba mi się Twój blog :)
Też lubię te bułeczki z patelni,naprawdę smakują doskonale!
Pozdrawiam,
świetne
OdpowiedzUsuńKomorko ,a inne nadzienia , nie mięsne by dało radę ?
OdpowiedzUsuńSuper te bułeczki! Chyba spróbuję. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńpiękne i wierzę, że pyszne :)
OdpowiedzUsuńale fajniutkie:) slicznie sie prezentuja:)
OdpowiedzUsuń好吃!
OdpowiedzUsuńAż mi w brzuchu zaburaczało hahahaha fantastycznie wyglądają ;]
OdpowiedzUsuńDziekuję pięknie za przepis! nie znałam tego sposobu z patelnią-)))
OdpowiedzUsuńSame zalety! :) Fajnie, że je odkryłaś i nie bałaś się zrobić ;)
OdpowiedzUsuńTakie bułko-pierożko-pączki, patrząc na składniki, sposób wykonania i efekt. Ciekawe, ciekawe...
OdpowiedzUsuńWłaśnie kiedyś oglądałam program i robili pierożki won-ton. I bardzo podobało mi się jak je sklejali.
OdpowiedzUsuńTe bułeczki muszą być boskie.
Ciekawy sposób smażenio-duszenia, dla mnie zupełnie nowy. Pieknie podane bułeczki:)
OdpowiedzUsuńTe bułeczki prezentują się super apetycznie, muszą być naprawdę pyszne :)
OdpowiedzUsuńSuper bułeczki, bardzo mi się podobają :)
OdpowiedzUsuńWyglądają pysznie :)
OdpowiedzUsuńpierożki pandy PO ! :)
OdpowiedzUsuńa można z kurczakiem zamiast wieprzowiny?
OdpowiedzUsuńJa w tym roku noc muzeum w Malborku spędzam :)
Słyszałaś o korzystnej całkiem promocji biletów pkp? Płacisz za bilet w jedną stronę.
Niesamowite - z wierzchu trochę jak kluski na parze, od spodu jak pączki - połączenie baardzo mnie ciekawi!
OdpowiedzUsuńA Noc Muzeów będę celebrować w przyszłym roku...na razie nie ma jak ;)
Udało mi się odzyskać bułeczkowy wpis! :) Cieszę się bardzo, ale niestety wszystkie Wasze komentarze przepadły chyba bezpowrotnie :(
OdpowiedzUsuńZdążyła odpowiedzieć na około połowę z nich, ale z chwilą kiedy zamierzałam je opublikować blogger padł. Wklejam więc tylko to, co udało mi się skopiować przed publikacją:
Phoebe, dziękuję Ci bardzo :) Mam nadzieję, że te moje bułeczki przynajmniej przypominają te oryginalne tajwańskie :)
Margot, pewnie że by się dało. W klimacie nadal azjatyckim może być np. z fasolką mung. Ciągnie mnie też do wypróbowania nadzienia z bakłażana/cukinii :)
Próbujcie dziewczyny, bo pracy przy nich naprawdę niewiele, a efekt wart zachodu :)
Anonymous, thank you! :) And greetings from Poland!
Zjedz_mnie, miałam dokładnie tak samo, kiedy zobaczyłam je po raz pierwszy :D
Wiedźmo, bardzo proszę :) Pewnie podobny efekt dałoby ugotowanie bułeczek na samej parze, tylko brakowało by wtedy tego chrupiącego rozkosznie spodu :)
Magdo, kuchnia azjatycka to dla mnie wyzwanie, które zawsze z radością podejmuję :)
Kasinko, dokładnie - takie 3 w jednym ;))
Komarko, ja prawie wcale się nie znam na kuchni azjatyckiej ale chętnie podglądam to i owo. Przepis mi się podoba, już sobie wyobrażam toto z krewetkami..
OdpowiedzUsuńKilka razy jadłam w restauracjach "wschodnich" ale niczego nie robiłam we własnym domu.. dziękuję za inspirację!
Wygląda to przepysznie i bardzo ambitnie. I to jest fajne - nowy, kreatywny wpis, a nie kopiowanie z bloga a bloga.
OdpowiedzUsuńP.S.: ekipa bloggera odzyskuje ponoć też komentarze ;-)
OdpowiedzUsuńDobrze, że blogger nie zjadł bułeczek na amen. Wyglądają obłędnie i tak też pewnie smakują.
OdpowiedzUsuńKomarko , super ,że te pierożki sa z powrotem i dziękuję za odpowiedz
OdpowiedzUsuńWyglądają tak apetycznie, że z chęcią komentujemy raz jeszcze :D Nam też się na szczęście udało odzyskać cały, długi wpis na blogu, pozdrowienia
OdpowiedzUsuńSuper, że bułeczki wróciły. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńO ,są te śliczne buleczki!:))
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobają, choć nie wiem,czy miałabym odwagę je zrobić. Cudnie wyglądają u Ciebie Komarko:)
Pozdrowienia.
Jadłam takie bułeczki w Hoi An w Wietnamie. Na samą myśl o tym radośnie się uśmiecham. Były cudowne, zwłaszcza w tamtym miejscu. Magia wspomnień :-))
OdpowiedzUsuńCiekawy przepis , a bułeczki są piękne...
OdpowiedzUsuńA ja się właśnie zastawiałam, co się dzieje, że nie mogłam wejść na żadnego bloga...
OdpowiedzUsuńSzczęście, że udało się odzyskać przepis,
piękne to główne zdjęcie - same bułeczki wydaja mi się być rewelacyjne!
te buleczki sa znakomite:)
OdpowiedzUsuńJakie ładne tajwańskie sakiewki :) Niech tylko blogger by się warzył je skasować, o nie!
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że i ja oszalałam na ich widok i pożądam ich bardzo:)
OdpowiedzUsuńDla mnie poezja ....
OdpowiedzUsuńTo ja sie poawanturuje
OdpowiedzUsuń"Próbujcie dziewczyny, ...", a chlopaki...!!!
Dobra to teraz tak - tego ciasta wyszła koszmarna ilosc - ze dwa razy za dużo.
No i pierwsza partia wyszła mi za duża - znaczy same bułeczki. Czy też buły należałoby napisać. (przyznaje nie ogladalem filmiku)
Zafrasowalao mnie to podlanie wodą z mąką i octem i efekt - czyli ta dziwna skorupka na dnie patelni.
Ale.. farsz pyszny.
I same buły też poszły w mgnieniu oka.
A z nadmiarowego ciasta zrobilem pseudo-mace usmazoną na suchej patelni, w zwiazku z czym mialem powrót do dziecinstwa (tylko wtedy mama robila mi na kuchni węglowej)
Wyglądają cudnie, i chyba dziś się skuszę. Zrobię im nadzienie z ryby, bo nie wytrzymam do następnych zakupów :)
OdpowiedzUsuńKomarko, i ja oszalałam na punkcie tych bułeczek, tylko nie bardzo rozumiem tą metodę smażenia. Jak woda ma wyparować, skoro patelnia jest przykryta pokrywką? Czy może ta woda ma zostać wchłonięta przez bułeczki?
OdpowiedzUsuńNo i jeszcze jedno pytanie - myślisz, ze można ugotować je na parze, a potem podsmażyć spody na chrupko?
Uściski cieplutkie :*
Hi,
OdpowiedzUsuńI dont undertand your language but your photos did all the talking! Your buns looked really good.
Lydia
from My Kitchen
Bułeczki wyszły ogromnie duże (jak pięść) ale smaczne... Zrobiłam też kilka mniejszych z ostatniej partii i chyba wolę te mniejsze bardziej...
OdpowiedzUsuńLydia nie używa cebuli tylko zielone części dymki i szczypiorek.... Aaaa, obejrzałam filmiki (polecam szczególnie ten drugi, gdzie szefowa pokazuje jak wałkować kulki aby brzego były cieńsze - niesamowicie proste i genialne ;-)) i poczytałam komentarze - okazuje się, że w oryginalnej wersji użyto 2 plus łyżeczki suchych drożdży...
mam pytanie czy ten ocet który lejemy na patelnie z wodą to ma być zwykły spirytusowy?
OdpowiedzUsuńTak, to zwykły ocet spirytusowy :)
Usuńdziękuje za odpowiedz :)
OdpowiedzUsuń