Kto pierwszy rzuci śnieżką? :) Zaprosiłabym Was na bitwę na śnieżki, gdyby nie nagła odwilż i (wiosenne?) roztopy. Dlatego śnieżek śnieżnych nie będzie, ale za to będą kruche kule "śniegowe", które wyskoczyły mi z garnka gorącego tłuszczu na fali szaleństwa karnawałowych wypieków i "wysmażeń" :)
Dobrze wiecie, że lubię podróżować kulinarnie, nie tylko z plecakiem i biletem w kieszeni, ale też palcem po mapie i po książkowych stronicach z przepisami. W tamtym roku o tej porze, w taki właśnie sposób wybrałam się do Szwecji, aby spróbować królowej tamtejszych zapustów, czyli kardamonowej bułeczki z marcepanem, przekładanej bitą śmietaną, zwanej semlą. Postanowiłam iść za ciosem i w tym roku zajrzeć do naszych zachodnich sąsiadów i ich słodkich, karnawałowych propozycji. Znalazłam specyjał, który pod względem smaku, rodzaju i formy może stawać w szranki z naszym chrustem. A wybór łatwy nie jest, bo każdy subiektywnie musi zdecydować, czy woli delikatne, cieniutkie, kruche wstążki, czy zwitek kruchych wstążek, uformowany w kulę, która po oprószeniu cukrem pudrem wygląda jak śnieżka :)
Schneeballen pochodzą z bawarskiego Rothenburga, położonego malowniczo nad rzeką Tauber. Kruche ciastka, usmażone w klarowanym maśle i uformowane w charakterystyczną kulę zaserwowane zostały po raz pierwszy w 1719 roku, przy okazji kontroli w lokalnym młynie. Dzisiaj można je kupić w każdej cukierni Rothenburga w ofercie smakowej nieograniczającej się bynajmniej do klasycznego ciasta, oprószonego cukrem pudrem, nadającym im prawowity "śnieżny" wygląd. Obok pudrowanych kul nietrudno znaleźć kule kakaowe, cynamonowe, orzechowe, oblane czekoladą itd. W końcu każdy wie, że śnieg nie zawsze jest biały ;)
Ja jednak pozostałam przy białych, tych klasycznych z pudrem, przygotowanych według wskazówek z Culinaria Germany. Muszę przyznać, że Schneeballen własnej roboty nie są bardzo łatwą sprawą. O ile ciasto jest wdzięczne w przygotowaniu i wygniataniu (to zdecydowanie najlepszy rodzaj relaksacyjnej terapii - zagniatanie ciasta drożdżowego lub tego na faworki lub Schneeballen po stresującej i frustrującej pracy :)), to usmażenie kształtnych i zgrabnych kul przysparza nieco problemów. Kruche ciasto w zetknięciu z gorącym tłuszczem zaczyna żyć własnym życiem, przybierając kształty nie zawsze odpowiadające tym, które sobie założyliśmy i trudno je okiełznać. Oryginalne kule śniegowe smażone są w specjalnej metalowej formie, przypominającej dużą, dziurkowaną łyżkę do lodów z drewnianymi trzonkami, chroniącymi przed oparzeniem. W domu najlepiej sprawdza się metalowe sitko średniej wielkości, a najlepiej dwa identyczne, które po złożeniu utworzą coś na kształt pożądanej formy, w której uda się zakleszczyć, a później usmażyć kulkę ciasta. W każdym razie kulę trzeba formować na gorąco, bo błyskawicznie kruszeje. Ale daję słowo - raz do roku warto się pomęczyć, bo ciastka są bardzo smaczne :)
Kule śniegowe (Schneeballen):
4 żółtka,
3 białka,
50 g (3 łyżki) miękkiego masła,
40 g (2,5 łyżki) cukru,
ok. 2 szkl. mąki,
szczypta soli,
cukier puder
klarowane masło lub olej do smażenia
Masło, cukier i żółtka utrzeć na puszystą jednolitą masę. Białka ze szczyptą soli ubić na pianę i delikatnie wymieszać z masą żółtkową. Dodawać stopniowo przesianą mąkę, zaczynając od jednej szklanki. Zagnieść ciasto, które powinno mieć delikatną konsystencję, ale nie lepić się do rąk i pozwolić uformować się w kulę. Powinno być też lśniące i aksamitne w dotyku, więc nie spieszcie się bardzo - zagniatanie powinno zająć około 10-15 minut, przecież to takie przyjemne :)
Ciasto owinąć folią i pozwolić mu odpocząć około godzinę w lodówce.
Schłodzone ciasto rozwałkować na oprószonym mąką blacie, najcieniej, jak to tylko możliwe (podobnie jak na faworki). Dużą szklanką lub metalową obręczą wycinać kółka. Każde kółko naciąć kilkakrotnie nożem lub radełkiem w środku, zostawiając krawędź ciasta dookoła (patrz zdjęcie wyżej). Długą wykałaczkę lub trzonek drewnianej łyżki przepleść przez wycięte paski, podnieść kółko ciasta do góry i w dłoni uformować kulkę.
Rozgrzać klarowane masło lub olej, po czym smażyć kulki ciasta (jeżeli podczas smażenia stracą kształt, trzeba uformować je na nowo jeszcze na gorąco). Usmażone kule śniegowe obtoczyć cukrem pudrem, cukrem cynamonowym, polukrować lub posmarować roztopioną czekoladą według uznania.
ale czadowe:)
OdpowiedzUsuńja chcę taką kulę śnieżną!
Faktycznie cudowne! Hehe kula śnieżna fajnie brzmi.
UsuńNiezłe te kulę i zawsze to lepsze niż plucha.
OdpowiedzUsuńPiękne! Nie wiem czy miałabym aż tak dużo cierpliwości,żeby je smażyć, ale zgadzam się z Tobą, że takie stanie przy stolnicy działa niezwykle odprężająco :-)
OdpowiedzUsuńKomarko, ja tez lubię zaglądanie do naszych zachodnich sąsiadów:), ale ostatnio zawiodłam się na nich mocno zamawiając serowo-malinowy strudel i.. zostawiając prawie całą zawartość na talerzu, a całość okraszając słowami: "No...i czego ja się spodziewałam - to przecież Niemcy..."
OdpowiedzUsuńAle Twoje kule są fantastyczne...!- zdjęcia natomiast świeże i urocze:), wiec wierzę, że musiały być równie smaczne.
Pozdrawiam , Komarko!
woow, wyglądają przepięknie!! :D
OdpowiedzUsuńSchneeballen jadłam, jak była w Bawarii w zeszłym roku.
OdpowiedzUsuńsa cudowne.
ale domowe...muszą byc o niebo lepsze.
no, no, wyższa szkoła jazdy!
OdpowiedzUsuńPysznie wyglądają...pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKomarko , taks się nie robi , o nie nie , ja już miałam ustawione kiedy mniej więcej mrowisko usmażę , kiedy te drożdżowe Szarlote, a teraz mam wszystko powywracane w planie bo chcę te Schneeballen(kurcze jakie trudne słowo)
OdpowiedzUsuńa te kule , te zdjęcia , te twoje pochwały
Komarko Wróżko vel Kuzyneczko, smażyć co?Nowy plan układać ?
Ale wynalazki! :) Może i trudne do zrobienia, ale za to jak się prezentują...i jak muszą smakować! Super :)
OdpowiedzUsuńJa chyba pozostanę wierna polskiej chrustowej tradycji. Jakoś tak zdaje mi się, że wygodniej jest podgryzać sobie taki paseczek po kawałeczku, niż taką kulę. Ale może się mylę? Tak czy siak, bardzo okazale i smakowicie się taka kula prezentuje! :)
OdpowiedzUsuńAle! chętnie oberwę taką kulą! prosto w paszczę:)
OdpowiedzUsuńWiesz co Komarko? To ja je jednak wolę zjeść niż nimi rzucać :) Szkoda by było zmarnować chociażby jedną :D
OdpowiedzUsuńUściski :*
Swietne! Zdjecia 'produkcyjne' rzucaja na kolana! Wielkie brawa dla tej Pani :))
OdpowiedzUsuńA ostatnie zdjecie genialne!
Pozdrawiam Komarko! Slonecznie, choc nie calkiem wiosennie ;)
Ależ się napracować musiałaś Komarko, żeby takie misterne kulki porobić! Podziwiam!..:)
OdpowiedzUsuńOch Komarko, one są niesamowite! Takie kule śnieżne bardzo mi odpowiadają, bo te zimowe już nie;) Chcę wiosny :))
OdpowiedzUsuńTwoje kule są fantastyczne, mniam:))
Pozdrawiam ciepło:)
Majana
Ale świetny pomysł. Zdecydowanie do wypróbowania w karnawale!
OdpowiedzUsuńgdzieś kiedyś rzuciły mi się w oczy te kule i zachwycałam się nimi podobnie jak teraz :) niezwykłe są.
OdpowiedzUsuńCo tu będę dużo pisać. Są po prostu wspaniałe:)
OdpowiedzUsuńWyglądają przepięknie, ale chyba skutecznie mnie odstraszyłaś od ich zrobienia. Podejrzewam, że po relaksie wygniatania ciasta wpadłabym w furię podczas smażenia kul, które nie wyglądałby jak kule. Dobrze, że za miesiąc będę u zachodnich sąsiadów to sobie spróbuję.
OdpowiedzUsuńwooow piękne!!!! koniecznie do zrobienia...;)
OdpowiedzUsuńPieknie sniezki :) Kiedy bylismy w zeszlym miesiacu na urlopie w Bawarii zatrzymalismy sie w jednym z malych miasteczek i tam wlasnie, w witrynie sklepowej widzialam te sniezne kule :) Byly niesamowite. I chyba w 12 smakach :) Niestety nie bylo mi dane ich sprobowac. Bylismy totalnie objedzeni :)
OdpowiedzUsuńAle śmieszne te śnieżki. Bardzo fajny pomysł i świetne wykonanie. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńmożesz mnie rzucić taką kulką... obiecuję, że nie oddam :)
OdpowiedzUsuńooo, to może mała, słodka wojenka-kule śnieżne kontra faworki! Tradycja rzecz święta, ale małe odstępstwa też są pociągające. Ciekawa alternatywa;-)
OdpowiedzUsuńAleż urokliwe! Świetna alternatywa dla faworków czy róż karnawałowych. Do wypróbowania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ania
Przepiękne!!!!!
OdpowiedzUsuńGdyby ci kiedykolwiek przyszlo do glowy zeby mnie obrzucac tymi kulami - nie wahaj sie! Jestem gotowy! ;)))
OdpowiedzUsuńjestem pewna, że są absolutnie przepyszne. Wyglądają absolutnie fantastycznie i pięknie :-D
OdpowiedzUsuńwow!!! ale piekne:)
OdpowiedzUsuńale fajne :)))
OdpowiedzUsuńWyglądaja niesamowicie-ale jakos nie umiem sobie wyobrazic formowania w kule tego ponacinanego kóleczka....hmmm.skomplikowane
OdpowiedzUsuńAleż piękne zdjęcia! :) Serdecznie zapraszamy do podzielenia się talentem kulinarnym i fotograficznym na naszym nowym portalu http://wykrywacz-smaku.pl/
OdpowiedzUsuńgenialne! wyglądają po prostu cudownie
OdpowiedzUsuńWyglądają smakowicie!! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPiękne, misterne kule! Podziwiam :)
OdpowiedzUsuńPiękne są te kule, a już ich przekrój wyzwala falę apetytu na nie :)
OdpowiedzUsuńMrufkozet, rzucam jedną ;)
OdpowiedzUsuńGospodarna_narzeczono, zgadzam się - o wieeeele lepsze :D
Daga, do tych kul cierpliwość przydaje się bardzo :) Ale w końcu nie smaży się ich codziennie - raz do roku to naprawdę przyjemna zabawa :)
Ewelajno, w Niemczech co prawda strudla nie jadłam, ale za to z doświadczenia wiem, że Austriacy podają wybornego :) Chętnie spróbowałabym też oryginalnych kul śnieżnych z Rothenbugra i porównała, czy są takie smaczne jak zimowe :) Pozdrawiam!
Różowe_chmurki, dziękuję :)
Karmel-itko, zazdroszczę! Mam nadzieję, że też kiedyś będę miała okazję spróbować tych oryginalnych :)
Jswm, one naprawdę nie takie strasznie trudne do zrobienia, na jakie wyglądają ;)
Kass, dziękuję i również pozdrawiam! :)
Margot, przy okazji mrowiska możesz parę kul utoczyć spokojnie :D Ja smażyłam je razem z faworkami :) Karnawał w tym roku długi - dasz radę ;))
Fuschia, oj tak, warto się z nimi pomęczyć ;D
Zaytoon, masz rację, co do faworków, chociaż i jedne i drugie kruszą się pieruńsko! ;D
OdpowiedzUsuńKorniku, w takim razie rzucam! :D
Poleczko, ale je można równocześnie rzucać i jeść - serio :D
Bea, dzięki! A u nas wiosennie co drugi dzień ostatnio ;D
Ewenko, roboty z nimi trochę jest - nie zaprzeczam. Wszystko przez to, że trzeba ja smażyć pojedynczo :)
Majanko, ja też zdecydowanie wolę te słodkie od tych zimnych :) Czekam na wiosnę z niecierpliwością. Pozdrawiam :)
Gosiu, polecam bardzo, póki karnawał trwa :)
Paulo, Wiosenko, dziękuję w imieniu swoim i kul ;D
Kabamaigo, wystarczy tylko dobre metalowe sitko i to smażenie idzie całkiem sprawnie :)
Izaa, dzięki :)
Majko, czytałam właśnie, że smaków tych kul jest tam nieograniczona ilość. I bynajmniej nie przejmują się tym, że te "kolorowe" średnio przypominają śniegowe ;)
Beatko, dziękuję i również pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMyniolinko, rzucam z ochotą i wcale nie obrażę się za rewanż ;D
Sabienne, o takiej wojnie też pomyślałam, chociaż szanse są nierówne, bo kule w rzucaniu sprawdzają się jednak lepiej od faworków ;D Ale co do smaku, to mam trudność z wyborem :)
Przypraw_mnie, ja już zaliczyłam je do kanonu karnawałowych słodkości :) A jak pięknie wyglądają na paterze w towarzystwie róż i faworków! :)
Doro, dzięki :)
Arku, chyba nie obejdzie się bez małej bitwy na słodkie kule :D Widzę, po wpisach, że drużyny już sformowane ;D
Łasuchu, mogę potwierdzić, że smakują tak samo jak wyglądają :)
Aga, Ania, dzięki :D
Anonimie, wystarczy tylko to ciasto uniesione na wykałaczce ścisnąć lekko w dłoni (wysuwając wykałaczkę w międzyczasie oczywiście ;)). Każda kula i tak będzie inna, bo najważniejsza część formowania odbywa się w czasie smażenia. I taki chyba ich urok :)
Wykrywacz_smaku, dziękuję za zaproszenie :)
Kaś, Słodziutkie_okazje, Evitoo, dziękuję i pozdrawiam Wam serdecznie :)
Tili, dzięki :) Przekrój mają rzeczywiście intrygujący przez te wszystkie zwoje i krzywizny ;))
cudowne Komarko, też takie chcę. Zastanawiam się właśnie nad menu na weekend i może, może?
OdpowiedzUsuńJadłam je dawno temu w lipcu właśnie w Rothenburgu:)A dzięki Tobie wiem jak je zrobić. Super!!!
OdpowiedzUsuńsą piękne niesamowicie..
OdpowiedzUsuńWow, jestem pod ogromnym wrażeniem :) Pięknie wyglądają i bardzo czytelna instrukcja uzyskania takich cudeniek :)Wspaniałe!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Rewelka! tylko nie wiem, czy podołam przy smażeniu :)
OdpowiedzUsuńPiękne! Ale ty jesteś mistrzynią w wynajdowaniu cudownych smakołyków :) Czytam o zachwycie Alci i normalnie uśmiech pojawia się na buzi bo już widzę jak wśród sterty faworków i faworów śmiga zmagając się z tymi kulami :)I jak was nie kochać za te blogi :)
OdpowiedzUsuńFantastyczne te kształty. Chętnie bym je zjadła. No i te cudne zdjęcia..
OdpowiedzUsuńWyglądają cudownie, jestem pod wrażeniem pomysłu, przepis zapisuję i chętnie zrobie dla mich małych chłopców !:)
OdpowiedzUsuńRany julek Komarko, te kule sa czadowe!! Niesamowite ze wlasnei tak pecznieje tworzac kule a nie jakis blizej nieokreslony ksztalt :)
OdpowiedzUsuńW zyciu o tym nie slyszalam i do tego bym na to nie wpadla :D
Piekne :)
piękne kule, nigdy nie jadłam i nawet nie słyszałam o nich. Świetnie wyglądają, ich wyrabianie musi sprawiać frajdę, dlatego postanawiam zrobić je w ten weekend:)
OdpowiedzUsuńI love your blog! Please fill out my quick form to add your blog to my blogroll on Eastern European Food for About.com/The New York Times. Thanks!
OdpowiedzUsuńhttp://easteuropeanfood.about.com/u/sty/easterneuropeanfoods/eean-blogs/
Komarko właśnie wróciłam z Niemiec. Po tym wpisie postanowiłam kupić kule i spróbować. Nie wiem czy takie być powinny, ale te które ja jadłam nie zachwyciły mnie :( Były dość suche i nijakie w smaku (jadłam orzechową wersję). Podejrzewam jednak, że te moje nie były zbyt świeże, bo w sklepie były pusto cały czas :( A szkoda, bo wyglądają przepięknie.
OdpowiedzUsuńBarb Rolek, thank You! I've done it already ;) Warm greetings from Poland!
OdpowiedzUsuńKabamaigo, te "sklepowe" niemieckie kule, które widziałam na zdjęciach wyglądają właśnie na takie zbite i suche. Moje były kruche, ale puchate jak chrusty. Najwyraźniej po raz kolejny potwierdza się fakt, że wszystko co domowej roboty smakuje lepiej :)
Już wiem co będzie moim pierwszym typowo karnawałowym wypiekiem w tym roku! Komarko Ty to masz 'perełki' na swoim blogu, inspirujesz mnie niesamowicie:)
OdpowiedzUsuńKasiu, tylko koniecznie zaopatrz się wcześniej w dobre, niewielkie metalowe sitka i dobre rękawice kuchenne, chroniące przed oparzeniami ;) Pozdrawiam!
UsuńUsmażyłam, bez sitek i beż rękawic:) Pomogłam sobie tylko dwoma łyżkami. Nie wyszły takie piękne jak Twoje, ale i tak jestem z nich zadowolona, są przepyszne!
OdpowiedzUsuńDziękuję za kolejny wspaniały przepis:)