... I'll show you something to make you change your mind
Pozwólcie, że chwilę odetchnę od gotowania i powspominam moją wrześniową wyprawę do Londynu :)
Poleczka napisała kiedyś, że Londyn można kochać lub nienawidzić i ona skłania się ku temu drugiemu uczuciu ;) Zdaję sobie sprawę, że punkt widzenia i czucia wygląda zupełnie inaczej z perspektywy mieszkańca największego europejskiego miasta, który musi zmagać się z jego codziennością i urokami, a inaczej z perspektywy turysty, który przez chwilę ogląda i nasiąka tym, czym Londyn od wieków wabi i przyciąga ludzi z najróżniejszych kultur i miejsc świata. Ja tak długo pielęgnowałam i dokarmiałam marzenie o odwiedzeniu Londynu, że bałam się trochę, że kiedy marzenie to w końcu się spełni, cała magia miasta pęknie jak bańka mydlana, a ja wrócę zawiedziona jego zwyczajnością. Ale nie zawiodłam się ani trochę (no dobra - dworzec Victoria może lekko zniechęcić na dzień dobry ;)) Jestem oczarowana Londynem i bardzo chciałabym tam wrócić :)
Londyn jest monumentalny - powierzchnia, gęstość zaludnienia i nieprawdopodobna ilość dóbr kulturalnych daje mu w pełni uzasadnione miano największej i najbardziej wpływowej stolicy w Europie. Jest też zupełnie inny od wszystkich metropolii, które miałam okazję odwiedzić. Brak wyraźnie zarysowanego centrum, wokół którego koncentruje się życie miasta i liczba dzielnic, które diametralnie różnią się od siebie wyglądem i atmosferą sprawiało, że czułam się trochę jak we wnętrzu kolorowego kalejdoskopu, który wystarczy lekko przekręcić, żeby ujrzeć zupełnie inny wzorek i kolor. Bo Londyn to taki świat w pigułce - chwila podróży metrem i jesteśmy w innym jego zakątku - z jego własnym centrum, kulturą i lokalnym kolorytem.
I lokalnym jedzeniem :) Kulinarnie Londyn jest tak samo bogaty i kosmopolityczny. Kiedy chcemy zjeść prawdziwe curry, udajemy się do dzielnicy hinduskiej, a kiedy mamy ochotę na księżycowe ciastko, znajdziemy je na pewno w China Town, razem z niezliczonymi barami szybkiej obsługi, serwującymi smaczne i tanie chińskie lub hinduskie jedzenie i marketami, wypełnionymi od wejścia tylko i wyłącznie produktami pochodzącymi z kraju zamieszkującej daną dzielnicę ludności. To tam zaopatrzyłam się w zapas przypraw azjatyckich i kupiłam wymarzone, metalowe naczynie do serwowania curry :)
To wszystko przeplata się z kuchnią angielską, która wcale nie dominuje, ale jest jedną z wielu równoprawnych możliwości wyboru, jakie oferuje miasto. Po lokalne specjały najlepiej udać się na targ lub jeden z olbrzymich, wspaniałych marketów. Zdążyłam odwiedzić tylko Borough Market i chociaż spędziłam tam sporo czasu, to chętnie pokręciłabym się wokół stoisk drugie tyle :) Niemal hipnotyzujące kolorami i zapachami stragany, wypełnione misternie poukładanymi warzywami i owocami, ogromnymi blokami serów, od których smakowania trudno się oderwać (bo jak tu zdecydować się, który rodzaj stiltona i cheddara smakuje najlepiej? ;)), rzędami butelek z niezliczonymi gatunkami lokalnych piw i cydrów i stoisk z gotowymi potrawami na wynos, potrafią zatrzymać tam na wiele godzin :)
W Londynie nie mogłam odmówić sobie też mojej ulubionej brytyjskiej przyjemności dnia codziennego, czyli południowej filiżanki kawy lub herbaty ze świeżutkimi scones, koniecznie w komplecie z dżemem i "clotted cream" - gęstą, kremową śmietaną. Zwolennicy czegoś konkretniejszego i wytrawnego mogą zawsze spróbować angielskiego paja z nadzieniem mięsnym. W porze obiadowej można rozejrzeć się za jednym z rodzai udomowionych przez kuchnię brytyjską curry, zjeść w biegu miejscowy klasyk, czyli fish&chips lub uraczyć się stekiem, zapiekanką z ziemniaczanym puree i mięsem lub rybą albo sycącą pieczenią z sosem i puchatym Yorkshire pudding. Wieczorem z kolei najlepiej wyskoczyć do pubu, chociaż aby zakosztować prawdziwej brytyjskiej kultury pubowej, warto wyruszyć na prowincję, bo atmosfery małych, lokalnych pubów w środkowej Anglii na próżno szukać w Londynie.
Teraz już wiem, że Londynu nie sposób poznać i zwiedzić w zaledwie kilka dni (chociaż przed wyjazdem naiwnie łudziłam się, że cztery dni to wystarczający kawał czasu, żeby obejść Londyn z przysłowiowym palcem w.. nosie ;)) Na same, porażające swoim bogactwem muzea potrzeba tygodnia, nie mówiąc już o wszystkich zabytkach i historycznych miejscach, których nie można nie zobaczyć. Do tego wszystkiego Londyn, jak żadne inne miasto na świecie, sprzyja szczególnie miłym i często niespodziewanym spotkaniom ;) Nie pozostaje mi nic innego, jak zaplanowanie kolejnej wyprawy na wyspy, bo już zdążyłam zatęsknić za scones, cydrem Aspall, spacerem po spowitych we mgle londyńskich ulicach i romantycznych parkach, gdzie ptactwo i wiewiórki żyją w zdumiewającej symbiozie z mieszkańcami i turystami (orzeszek za pozowanie do zdjęcia ;)), za odjazdową dzielnicą Camden Town i najsłynniejszym przejściem dla pieszych na Abbey Road :)
Jeżeli macie ochotę na dłuższą wycieczkę po Londynie, więcej zdjęć znajdziecie w Pocztówkach z Podróży
Komarko jak Cię czytam to myślę, że ten Londyn nie jest taki zły. Muszę się zgodzić z Tobą - to wspaniałe (żeby nie zabrzmieć gazetowo) miejsce kultury i sztuki, można tu dostać dosłownie wszystko, jest piękny sam w sobie i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Ale to wszystko pęka jak bańka mydlana, gdy rano próbujesz przejść chociażby tunelem metra a później do tego metra próbujesz się dostać :)
OdpowiedzUsuńJa się cieszę, że spędziłam tu część swojego dorosłego już życia i nie wyobrażam sobie, żebym mogła powiedzieć, że żałuję. Nie żałuję, cieszę się że byłam częścią tego miejsca, ale już wystarczy. Tu nie ma szans na stabilizację bo po prostu jest okropnie drogo :)
No i się rozpisałam :)
A chciałam napisać że przede wszystkim cieszę się, że Ciebie (WAS!) poznałam i jeśli będziemy tutaj kiedy znowu tu przyjedziecie to jak to się mówi jesteśmy more than happy żeby odbyć z Wami kolejną wycieczkę po londyńskich zakamarkach !
Oj na twoich fotkach ten Londyn wygląda przepięknie! ja tam nigdy nie byłam, ale zamierzam kiedyś pojechać .. bardzo lubię podróżować i zwiedzać :) Mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda. Teraz to chętnie bym się spakowała i pojechała do Londynu zamiast do pracy , no ale cóż jeszcze nie dzisiaj;) No i widzę, ze w Londynie było bardzo przyjemne spotkanie - też bym tak chciała :) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńŚliczne zdjęcia i wspomnienia:)
OdpowiedzUsuńFajne spotkanie, ach Babeczki, jak Wam zazdroszczę:))
Co do Londynu nigdy mnie tam nie ciągnęło, wolę cieplejsze miejsca na ziemi hyhy;))
No,ale nie powiem, zwiedzić bym chciała,bo uwielbiam poznawać nowe miejsca:)
Pozdrowienia cieplutkie:)
Ja jeszcze nigdy nie byłam w Londynie - chyba trochę wstyd. Moja 5-dniowa wyprawa ze znajomymi zaplanowana jest na koniec marca (oby już było czuć wiosnę) i narobiłaś mi tym postem dużego smaku. Teraz jeszcze bardziej nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńJa też nie mogę się doczekać :)
Usuńno,to chbya czas bedzie zaplanowac taka wycieczke,bo sie zbieram do Londynu juz od paru lat,jak przyslowiowa sojka za morze,jakos nigdy mnie nie pociagal,poza znajomymi ,ktorych koniecznie chcialabym tam odwiedzic i tez nasza Polcie osobiscie poznac rowniez :),ale tak jako zabytkowo i kulinarnie niezbyt do tej pory mi bylo na Londyn.....teraz po obejrzeniu tych przepieknych fotek u Ciebie i poczytaniu,jak ladnie o nim piszesz,to nabralam checi na wyjazd tam......kto wie....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
To prawda, Londyn mozna albo kochac, albo nienawidzic - i ja, choc patrze na to ogromne miasto z perspektywy mieszkanca, sklaniam sie zdecydowanie ku temu pierwszemu. To byla milosc od pierwszego wejrzenia, a po ponad 5 latach jest wciaz swieza, wciaz silna i coraz glebsza. Borough Market uwielbiam, ale chyba jeszcze bardziej lubie lokalne farmerskie targi, ktore odbywaja sie w weekendy w roznych punktach miasta. Zyczliwosc sprzedawcow, usmiechy na twarzach, pasja - i nie mozna sie oprzec, trzeba cos kupic. Camden jest tak jakby moja bajka, tam imprezuje wieczorami, bo ja z tych rockowo-metalowo-gotyckich jestem. No i lubie miejsca nad rzeka. Nie tylko te w samym centrum. Mieszkam tez nad rzeka. Widok wody mnie uspokaja.
OdpowiedzUsuńSwietne zdjecia, tak na marginesie. Czy moge bezczelnie spytac, czym fotografujesz?
pozwolę sobie zostawić tutaj pierwszy komentarz, krótko:
OdpowiedzUsuńFantastyczna opowieść i zdjęcia miasta. Nigdy nie byłam w Londynie, ale tak właśnie sobie to miasto wyobrażałam... jak opisałaś. Pozdrawiam serdecznie!
Kiedy pierwszy raz byłam w Londynie, jeszcze przestraszona cudownym akcentem i odrobinę zagubiona poczułam,że to moje miejsce na ziemi. Kiedy spróbowałam po raz pierwszy zawiniętej w gazetę fish and chips, poczęstowano mnie Angielską Herbatką i Bożonarodzeniową Babeczką (!), wtedy wiedziałam, że wpadłam po uszy!
OdpowiedzUsuńU Ciebie Londyn wygląda tak przyjaźnie i zachęca do odwiedzenia, ale Ja z perspektywy mieszkańca skłaniam się ku temu drugiemu w stwierdzeniu, że Londyn można kochać albo nienawidzić :) Chociaż muszę przyznać, że jest masa miejsc które zawładnęły moim sercem do reszty, gdzie mogłabym siedzieć godzinami.
OdpowiedzUsuńW Londynie byłam jako nastolatka na kursie językowym i przepadłam.. A teraz po cichutko marzę, by pojechać ponownie, tym razem też kulinarnie poczuć to miasto. I zakupić mnóstwo książek (chociaż słyszałam, że Amazon już wysyła do Polski za darmo - muszę to sprawdzić). Piękne zdjęcia i świetna relacja!
OdpowiedzUsuńUściski,
Misia
Ja tez mam niedosyt Londynu, bo spędziłam tam tylko kilka chwil! :-)
OdpowiedzUsuńJa w Londynie spędziłam kiedyś 2 miesiące. Spodobał mi się bardzo. Chociaż tak jak pisze Polka poranna jazda metrem nie należała do najmilszych. Fish & chips nie zjem bo miałam dość od samego zapachu, który wracał do domu razem z moim mężem (wtedy jeszcze nie mężem, który pracował w jednym z takich miejsc) i nie sposób było się go pozbyć (zapachu a nie męża ;) Ale muszę przyznać, że przez te 2 miesiące zobaczyłam więcej wspaniałych obrazów i dzieł sztuki niż przez całą resztę życia. Do tego leżenie w weekend w parku na trawie to coś czego nie zapomnę.
OdpowiedzUsuńLudzie, o czym Wy mowicie? Przeciez nie ma takiego miasta Londyn...jest Ląde..:DDD
OdpowiedzUsuńPiekne zdjecia, swietna relacja!I tez sie ciesze , ze Cie/ Was moglem poznac i czekam na nastepny raz:)
Jak ja Ci zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś też poznam tajemnicze zakątki Londynu ;)
Mnie tez Londyn zauroczył i długo zachodziłem w głowę dlaczego bo wolę miasta w typie Asyżu, czy choćby Paryża.
OdpowiedzUsuńPisałem nawet na swoim blogu o tym konglomeracie, o tym doskonałym "fusion", którym Londyn mi się jawi.
A tak do końca to nie wiem dlaczego tak jest ale wiem na pewno, że kiedyś tam wrócę.
Hmm... Ja w Londynie teoretycznie spedzilam swego czasu ponad 10 dni. Ale to chyba bylo zbyt wczesnie, zebym mogla go docenic - szczegolnie w kwestii kulinariow i innych 'pubowych' przyjemnosci. Niezaprzeczalnie jednak jest to miasto niesamowicie monumentalne i roznorodne. I bez watpienia wroce tam jeszcze nie raz.
OdpowiedzUsuńTwoje zdjecia sa niesamowite, Komarko. Zdecydowanie pokazuja caly urok tego miasta. :)
Moje miasto nr. 1 na liście tych do odwiedzenia...cel na razie odległy jak stąd...do Londynu. Piękne zdjęcia - sama nie wiem, czy bardziej mi się to podoba, czy bardziej mnie to trapi, bo mam teraz jeszcze większy niedosyt że mnie tam jeszcze nie było :(
OdpowiedzUsuńSuper felieton Komarko, dla mnie najlepsze sa porkpies, kojarza mi sie z siostra i cieplymi wspomnieniami...
OdpowiedzUsuńPozdrowienia :-)
PS. A ja lubie Polcie i lubie Londyn, jak to mozliwe :-))
chciałabym kiedyś zobaczyc taki nieznany świat.
OdpowiedzUsuńA ja tam Londyn też lubię, i doceniam jego uroki. Nie do mieszkania, absolutnie, ale na weekend a i owszem. Nasza Polka tak tylko bojkotuje to miasto, ja nie wiem ;)
OdpowiedzUsuńPoleczko, ja doskonale sobie zdaję sprawę, że to bardzo cienka granica między miłością a nienawiścią do takiego miasta jak Londyn. Znając siebie, pewnie na stałe wolałabym mieszkać w jakimś małym, przytulnym miasteczku pod Londynem, a nie w jego centrum. Ale swój urok ma bez dwóch zdań :) I ja uważam za jedną z największych atrakcji pobytu spotkanie z Wami!:D Było fantastycznie i z ogromniastą chęcią bym to powtórzyła ;)
OdpowiedzUsuńAtino, miałam szczęście, że to była wczesna jesień i przynajmniej 2 przepiękne, słoneczne dni, dzięki czemu fotki zdecydowanie zyskały ;) Ale jednocześnie miałam okazję doświadczyć legendarnego mglistego i dżdżystego Londynu, z czego bardzo się cieszę :D
Majanko, oj ja też z tych którym bliżej do tropików, ale Londyn polecam gorąco - trzeba tam być przynajmniej raz :)
Retrose, to już trzymam kciuki, żeby wszystko się udało! :) Ja też wybierałam się tam przynajmniej od 10 lat, ale warto było czekać :)
Gosiu - jedź! I znajomi będą szczęśliwi i Ty sama również - gwarantuję :)
Maggie, właśnie ta różnorodność jest wspaniała w Londynie - każdy dosłownie znajdzie tam coś dla siebie. A na lokalny farmerski targ trafiłam w Cheltenham, gdzie byłam parę dni przed Londynem. Super sprawa!:D Napróbowałam się tam serów, wypieków, win i cydrów.... ;D
A.grey, witam Cię na moim blogu i dziękuję :)
Wielgasiu, ten akcent też mnie powalił na kolana w pierwszej chwili! :D Taki "posh" i zupełnie inny niż w środkowej Anglii, gdzie byłam parę lat temu. Tak, do Londynu też pojechać warto, żeby podszlifować ładny angielski :)
Fiolunko, wierzę, że takie miasto może dać w kość ;) Ale dobrze, że ma też sporo tych plusów :)
Misiu, z tymi książkami to czyste szaleństwo! Najlepiej opłacić od razu podwójny bagaż, bo mnie przed zakupem kolejnej i kolejnej książki powstrzymywała tylko i wyłącznie wizja opłaty za nadbagaż ;D
Maggie, przepraszam - zapomniałam o aparacie! Canon 550D i obiektyw stałka 50mm też canonowy :)
OdpowiedzUsuńDragonfly, ja też już teraz wiem, że na Londyn trzeba brać minimum tydzień, a najlepiej dwa :)
OdpowiedzUsuńKabamaigo, ja mam właśnie największy niedosyt muzeów. Kilka dosłownie przebiegłam, żeby przynajmniej zobaczyć co najważniejsze i poczuć klimat, ale o spokojnym delektowaniu się sztuką nie było mowy :/ Ale nic - jest motywacja, żeby wrócić :)
Arku, ależ oczywiście, że chodzi o Lądek Zdrój - o nim cały czas mowa ;D To kiedy się umawiamy, na kolejny wieczór w pubie? :D
Praline, życzę Ci tego z całego serca :)
Bareyo, to właśnie ta przyciągająca moc Londynu. Coś w tym jest, bo przecież ta niewyobrażalna ilość mieszkańców nie może być przypadkiem :)
Zaytoon, dzięki :) No i koniecznie musisz wrócić, żeby tym razem świadomie doświadczyć uroków Londynu :)
Arven, to życzę Ci, żeby cel się szybko ziścił - to tylko 2 godziny podróży samolotem :)
Basiu, a ja tak strasznie żałuję, że nie byłyśmy w Londynie w tym samym czasie! Wtedy byłby już prawdziwy mały zjazd :D Może następnym razem się uda, bo jak z Polcią stwierdziłyśmy - Londyn bardzo sprzyja spotkaniom :)
Asiejko, mam nadzieję, że kiedyś dotrzesz do Londynu :)
Emmo, ja też nie wiem ;D Ona się na pewno tylko tak droczy ;D
:)
OdpowiedzUsuńPiękne, klimaciarskie fotki. Ja wspominam Londyn zupełnie inaczej - w ogóle nie było tam dla mnie angielskiego klimatu. Dla mnie to był jakiś multietniczny konglomerat bez atmosfery. Ale może się myliłam?
OdpowiedzUsuńKomarko, z ogromną przyjemnością przeczytałam Twoją londyńską relację! Bywałam w Londynie kilka razy w tygodniu... ale było to prawie 20 lat temu... Potem była dłuuuga przerwa, a teraz postanowiliśmy z Mężem pokazać Londyn dzieciom. Najstarsza córka była przekonana, że w 5 dni zobaczy CAŁY LONDYN... Oczywiście zobaczyliśmy dużo, ale już w samolocie do Warszawy, zastanawialiśmy się kiedy znów się tam wybierzemy :) Fajnie było "zobaczyć" Londyn Twoimi oczami i szkłem obiektywu. Dzięki i pzdr Aniado
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia... Ja osobiście uwielbiam Londyn, nie ma lepszego miasta na świecie, Londyn jest przecudowny!
OdpowiedzUsuńKomarko a z jakim światłem masz ten obiektyw? Pytam bo ostatnio kupiłam właśnie ten aparat i taki obiektyw a małżonek mi uświadomił, że są różne wersje.
OdpowiedzUsuńA ja londyn kocham. Zakochałam się w nim w tym roku. I nawiozłam sobie do Polski mnóstwo herbaty w pudełkach z flagą ;)
OdpowiedzUsuńOSa, oj tak - multietniczny konglomerat rzeczywiście uderza, przy pierwszym zderzeniu z Londynem. Ale przy tym klimacik jest :)
OdpowiedzUsuńLepszysmak, ja miałam dokładnie te same myśli w drodze powrotnej - kiedy znowu będę miała okazję wybrać się do Londynu (i ciche życzenie, żeby było to jak najszybciej ;)) W 5 dni się nie da zdecydowanie. Ale może w okrągły tydzień by się udało? :)
Halino.do, dziękuję :) Ja też już wpisałam Londyn na swoją osobistą listę ulubionych miejsc na świecie :)
Kabamaigo, ja mam ten f/1.8. Jest jeszcze lepszy (i co za tym idzie duuuuużo droższy) f/1.4, ale jak na moje pierwsze kroki z lustrzanką cyfrową, ten nieznacznie ciemniejszy wystarczy w zupełności. I tak jestem nim zachwycona! :)
Kuchareczko, ja też przywiozłam herbaty :D Żałuję, że nie byłyśmy tam w jednym czasie!
Mmm.. ale wyprawa:))))
OdpowiedzUsuńKomarko, gdy czytalam Twoj wpis to dokladnie pomyslalam to samo o czym Ty teraz w komentarzu napisalas. Mysle, ze wszystko przed nami, cieszylabym sie na takie spotkanie :) Pozdrawiam cieplo Dziewczyne od Fiolkow :))
OdpowiedzUsuńBardzo ladne fotki, Komarko i wiele w tym prawdy co napisalas. Mnie jednak Londyn wcale nie kusi, a wizyte jedna odbylam z ciekawosci i po 3 dniach wracalam do domu z poteznym bolem glowy, rozdraznieniem i masa zlych emocji. Nie nadaje sie chyba do takich miejsc. Ale jeszcze sie wybiore, bo nie zdazylam zobaczyc wszystkiego co chcialam. Dozuje sobie jednak te doznania. ;) Z duzych miast w UK kocham Edynburg i goraco polecam, jesli bedziesz miala okazje. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBasiu, nic straconego! :) Z Poleczką nawet rozmawiałyśmy, że musowo zrobić takie spotkanie, nawet w jakimś innym miejscu na świecie :)
OdpowiedzUsuńKarolinko, Ty jesteś z Edynburga?! :) Ale fajnie! Miałam okazję mieszkać tam przez miesiąc parę lat temu i gdybym miała wybierać, też wybrałabym bez wahania Edynburg, bo to naprawdę bardzo przyjazne miejsce do stałego pobytu wśród tych dużych miast. Czasem nawet mam napady wielkiej tęsknoty za "Edkiem" ;)) Pozdrawiam!