Pogoda w ciągu trzech dni z wiosenno-letniej zmieniła się w jesienną (jak to możliwe??), więc z tej okazji postanowiłam uraczyć siebie i Was czekoladą :) Już dawno miałam zamiar wypróbować pewne słynne, francuskie ciastka i splot wydarzeń i zbiegów okoliczności sprawił, że to właśnie teraz jest idealna pora na ich czekoladową wersję :)
Finansjerki - historia francuskiego ciastka
Finansjerki (financiers lub friands w oryginale) to taka francuska odmiana mufinek, choć pewnie Francuzi obraziliby się za to porówanie ;) Chodzi mi przede wszystkim o szybkość i łatwość ich przygotowania i ich filigranową formę. Smaku porównywać nie należy, bo lekkie, białkowo-migdałowe ciasto finansjerkowe, z wilgotnym, puszystym środkiem w chrupiącej skórce, to zupełnie coś innego niż "gniotkowata" mufina (nie ubliżając mufinie ;)) .Finansjerki po raz pierwszy upiekł podobno w XIX wieku jeden z paryskich cukierników, którego sklep mieścił się tuż obok budynku Paryskiej Giełdy Papierów Wartościowych. Stąd nazwa ciastek i ich najbardziej charakterystyczny, prostokątny kształt przypominający sztabki złota. Tajemnica ich smaku, z kolei kryje się w dodatku beurre noisette - sklarowanego masła, które pod wpływem powolnego podgrzewania brązowieje i nabiera orzechowego aromatu.
Dużą zaletą finansjerek, oprócz ich smaku, jest sposobność utylizacji białek i to, że przygotowane wcześniej, surowe ciasto można przechowywać w lodówce nawet kilka dni, piekąc ciastka np. 10 minut przed zapowiedzianą wizytą gości, co jest bardzo wygodne i praktyczne :) Jeżeli nie macie prostokątnych foremek, finansjerki możecie upiec w małych foremkach do mufinek lub innych płaskich, np. łódeczkowatych.
Zwykle finansjerki są białe z dodatkiem świeżych owoców i na taką ich wersję poczekam do lata. Przepis na moje dzisiejsze, intensywnie czekoladowe ciastka znalazłam w książce o deserach autorstwa Davida Everitt-Matthiasa - mojego ostatniego odkrycia i fascynacji, o którym opowiem Wam przy kolejnej okazji :)
Finansjerki z czekoladą i rodzynkami:
50 g rodzynków,
ok. 25 ml ciemnego rumu,
200 g masła,
40 g mąki,
60 g ciemnego kakao,
100 g mielonych migdałów,
szczypta soli,
5-6 białek,
200 g cukru pudru,
20 g miodu,
40 g gorzkiej czekolady
Rodzynki (jeżeli są duże trzeba je posiekać na mniejsze kawałki) i rum przełożyć do małego rondelka i lekko podgrzać. Zdjąć z ognia, przykryć i odstawić na około godzinę, aby rodzynki dobrze nasączyły się rumem.
Masło przełożyć na patelnię i podgrzewać na średnim ogniu, aż zacznie brązowieć. Szybko ostudzić i przelać przez drobne sito. Jeżeli obawiacie się przypalenia masła, nie przejmujcie się jego "brązowieniem" i po prostu rozpuście je i ostudźcie.
Mąkę i kakao przesiać do miski. Dodać mielone migdały, sól i dokładnie wszystko wymieszać.
Cukier wymieszać z białkami, lekko je ubijając (w żadnym wypadku nie ubijając ich na pianę!!), najlepiej widelcem i dodać pozostałe suche składniki. Wmieszać płynne masło, miód, posiekaną na małe kawałki czekoladę i nasączone rumem rodzynki. Przykryć miskę i zostawić masę w lodówce, najlepiej na całą noc. Ciasto na finansjerki można przechowywać w lodówce nawet do kilku dni.
Foremki na finansjerki lub małe mufinki wysmarować masłem. Przełożyć ciasto do foremek, starając się nakładać taką samą ilość do każdej. Rozgrzać piekarnik do 180 stopni i piec finansjerki około 10 minut (do suchego patyczka).
Upieczone i ostudzone ciastka oprószyć cukrem pudrem.
[wydrukuj przepis]
Lubię te twoje nocne odsłony Komarko. Szkoda że o tej godzinie nie wypada już jeść.
OdpowiedzUsuńBardzo smacznie wyglądają:) Jak zwykle piękne zdjęcia:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPrezentują się przepysznie!:)))
OdpowiedzUsuńMiłego dnia Komarko:)
Oj mi też by się przydały, bo u mnie leje czwarty dzień... Okropność. czy to już powód, żeby się jedną poczęstować? :)
OdpowiedzUsuńPysznie wyglądają :)
Niedawno w Lidlu zakupiłam odpowiednią formę do financieres, ale na razie próbowałam piec tam tylko wytrawne wypieki. Wszystko co z rumem uwielbiam, więc ciesze się z tego przepisu, na przebudzenie.
OdpowiedzUsuńFriands są pyszne, ten dodatek przyrumienionego masełka dodje im tyle smaku. Nazwa pochodzi podobno od bogato użytego do nich masła i migdałów, produktów drogich i wykwintnych w XIX wieku. Chętnie wypróbuję czekoladowe. I bardzo ciekawa jestem książki.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię te ciacha, najlepsze są nich chrupkie i słodkie krawędzie :D Do tej pory robiłam w wersji jasnej z malinami, ale chętnie wypróbuję ciemne. Mniam!
OdpowiedzUsuńte finansjerki z forsycją wyglądają bajecznie! może to żółty tak wzmaga apetyt? :) (a jestem już po śniadaniu ^_^)
OdpowiedzUsuńKoniecznie musze nabyc foremke do finansjerek aby moc piec takie pysznosci :)) Mniam, mniam :))
OdpowiedzUsuńSą cudowne. U mnie akurat leje, więc jak najbardziej pasowałby kawałeczek czekoladowego cuda.
OdpowiedzUsuńKomarku cudne zdjecia, cudne!
OdpowiedzUsuńJestem pewna ze zagladalam tu przed snem wczoraj i nie bylo wpisu :) Ty kiedys spisz? :D
I pewnie niejedny Francuz rzucil bym grom z jasnego nieba za takie porownanie :D Przeciez dobrze upieczony muffin to zaden gniot :D
Usciski!
A ja taką formę na finansjerki mam, nawet się martwiłam ostatnio, że się kurzy za bardzo... a tu proszę :) Komarka z wybawieniem przychodzi :)
OdpowiedzUsuńa co do tej jesieni... o tak... wyjątkowo zimny maj...
magdalenki i finansjerki mnie fascynują, to i te zrobie
OdpowiedzUsuńKomarko , bardzo ciekawa jestem tej nowej twojej książki
Wiesz co? Zaintrygował mnie przepis; nie spodziewałam się składu potrawy, bo nazwa dla mnie nowa. Muszę powiedzieć, że migdały i rum do mnie przemawiają :)
OdpowiedzUsuńP.S. Retrose, myślisz, że ta forma jeszcze tam będzie?
jak dawno ją kupowałaś? czasem w Lidlu są fajne rzeczy - ja mam daleko, zajeżdżam przy okazji i zawsze kupuję tam mielone migdaly i mielone orzechy
Czekoladowee, filigranowe...długo nie trzeba by mnie namawiać na degustację:) Ja od ponad roku mam foremki do finansjerek a jakoś zebrać się nie mogę;-)
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie tymi finansjerkami :) Muszę koniecznie spróbować, tylko zaopatrzyć się w odpowiednią foremkę..
OdpowiedzUsuńHehe ale namieszalam :D
OdpowiedzUsuńI pewnie niejeden Anglik rzucil bym grom z jasnego nieba za takie porownanie :D Przeciez dobrze upieczony muffin to zaden gniot :D
Tak mialo byc :D
Usciski!
Francuskie powiadasz? A to ja CHCĘ! ;)) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńO proszę, jaka ciekawa historia!
OdpowiedzUsuńPóki co niestety ich nie upiekę - poczekam, aż będę w posiadaniu odpowiedniej foremki. Żeby ów "pierwszy raz" był taki... porządny. ;)
Śliczna forsycja!
uwielbiam te male pysznosci! czekoladowej wersji jeszcze nie robilam, ale to nic straconego, no nie? :-)
OdpowiedzUsuńrobisz świetne zdjęcia! i te dekoracje - ach! ;)
OdpowiedzUsuńWyglądają bardziej zachęcająco nawet od rzeczonych sztabek złota! W końcu czekolada jest cenniejsza od kruszców :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńśliczna nazwa, ciastka z pewnością równie pyszne jak ich zdjęcia ładne :)
OdpowiedzUsuńAkurat mam nadmiar białek, muszę wypróbować ;)
pozdrawiam :)
Wyglądają pięknie i oczywiście pysznie!
OdpowiedzUsuńRobiłam tortille z przepisu na Twoim blogu, wyszły pyszne o wiele lepsze od "sklepowych":))
Pozdrawiam serdecznie!
Ależ Ty Komarko potrafisz się bawić fotografią. Lubię Twoje zdjęciowe mozaiki :)
OdpowiedzUsuńlubię prócz przepisów.. jakieś kawałki historii z nimi związane.
OdpowiedzUsuńpysznie
Mufiny się nie umywaja do financiersów! Uwielbiam je, ale wersji czeko jeszcze nie robiłam.
OdpowiedzUsuńGospodarna narzeczono - bo to świetna pora na blogowanie dla takiego nocnego zwierzęcia jak ja ;) Dzięki :)
OdpowiedzUsuńAtinko, również pozdrawiam :)
Majanko, dzięki :) I wesołego weekendu! :)
Kasiu, u mnie też leje prawie od początku tygodnia :( Dlatego te finansjerki to super lek na wyjątkowo zimny maj. Częstuj się proszę :)
Retrose, ja też długo czekałam na tę foremkę :) W końcu ją mam i mogę poszaleć "finansowo" w kuchni ;D
Lo, to w takim razie jeszcze jeden element finansjerkowej legendy :) Faktycznie pasuje, bo masła i migdałów jest w nich sporo.
Caracordata, oj tak - też uwielbiam te chrupiące brzegi :) I właśnie czekam z niecierpliwością na świeże maliny, porzeczki i jagody, żeby wypróbować wersję owocową.
Paulo, dziękuję :) Bardzo żałuję, że forsycje już powoli przekwitają, bo bardzo je lubię.
Majka, polecam bardzo :)
Kabamaiga, oj widzę, że wszędzie leje bez wyjątku :( I to dlatego zamiast lekkich wypieków z owocami, ciągnie do czekolady! ;)
Poleczko, eee tam - spanie jest przereklamowane ;D
A znając wzajemny stosunek do siebie Francuzów i Angoli, tak czy inaczej wzięliby się za łby ;D
Amarantko, och to koniecznie zrób użytek z tej formy! :) Nie będziesz żałować ;)
Margot - właśnie! Finansjerkom o wiele bliżej do magdalenek niż do mufinek :)
Nina, mnie też od początku zaskakiwał dodatek białek w postaci nieubitej na sztywno :) Ale to naprawdę się sprawdza - polecam :)
Patrycjo, mam nadzieję, że Cię przekonałam :) Koniecznie wypróbuj - foremka na pewno będzie zadowolona :)
OdpowiedzUsuńCarmellino, jeżeli nie trafisz na foremkę prostokątną, spróbuj upiec finansjerki w foremce mufinkowej - też będą ok. :)
Mafilko, tak 100% francuskie :D
Zaytoon, w takim razie życzę Ci, abyś trafiła na foremkę jak najszybciej :)
Cudawianki, pewnie że nie! :) Przede mną też jeszcze parę finansjerkowych kombinacji i też się na nie cieszę ;))
Kolorova, dziękuję :) Wiosną te dekoracje robią się same! :)
Olu, zgadzam się - czekolada o wiele lepsza od jakiegoś tam zimnego i metalicznego złota ;)
Wiewiórko, to życzę smacznego :) Ja chyba też je powtórzę, bo też znów mam szklankę "wolnych" białek :) Pozdrawiam!
Andziu, cieszę się, że tortille smakowały! :) Rzeczywiście są smaczne - odkąd odkryłam ten przepis też nie kupuję już gotowych. Pozdrawiam :)
Migdałowo, dzięki :) Faktycznie to lubię ;)
Asiejko, jak również :) I uwielbiam tropić takie historyjki :)
Aniu, co racja to racja :) Finansjerki mają jednak jakąś francuską finezję w sobie (w przeciwieństwie do mufin, nie ubliżając mufinom ;D)
fiu fiu... finansjerki...
OdpowiedzUsuńbrzmi dumnie - niemniej jednak pochłonęłabym chyba wszystkie ze zdjęcia bo pogoda sprzyja takim wyczynom...
póki co idę sprawdzić czy spanie rzeczywiście jest przereklamowane :)
kolorowych snów :)
Ja nie mam ostatnio ochoty na czekoladę.
OdpowiedzUsuńAle mam ochotę podziwać Twoje zdjęcia.
Zawsze eleganckie i wyważone..
zdjęcia piękne!
OdpowiedzUsuńi ten słoneczny akcent.
wszystko wygląda pysznie.
:)
miłej niedzieli, Komarko.
Bardzo ładnie w to Twoje zdjęcie wkomponowała się forsycja;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
teraz żałuję, że tak późno przyniosłam ci te książki :) pozdrawiam - miłego pieczenia :) a tak nawiasem David zafascynuje kazdą kobietę :) potrafi tak pieknie opowiadac o tak niby prozaicznej czynnosci jak gotowanie, miałam to szczęście posłuchania go - polecam :)
OdpowiedzUsuńwygladaja mega cudownie! trzeba koniecznie wyprobowac :-) a wie ktos moze, gdzie mozna dostac forme do finansjerek? w Warszawie, albo w jakims sklepie internetowym? :-)
OdpowiedzUsuńSą aktualnie w Lidlu. Ile ciasteczek wychodzi z tej porcji ciasta?
OdpowiedzUsuńWczoraj kupiłam je w Lidlu po ok. 15 zł(6 otworów).Ile ciasteczek wychodzi z tej porcji ciasta?
OdpowiedzUsuńrenato, jak będziesz robić te finansjerki, czy możesz zważyć białka? chomikuję białka w zamrażarce, a skoro jest szansa na formę na finansjerek, to może uda mi się ją w końcu kupić
OdpowiedzUsuńWłaśnie ja też chcę wykorzystać te zamrożone, z tym, że ja je zamrażałam pojedynczo w malutkich, plastikowych woreczkach. Finansjerki będę piekła w piątek, to zważę białka i napiszę.Ale ciągle mam pytanie do Komarki lub kogoś, kto już je piekł:ile sztuk otrzymam z tego przepisu oraz ile ciasta wlać do jednej foremki, pół czy więcej, bo nie wiem, ja one rosną. Z góry dziękuję z poradę.
OdpowiedzUsuńRenato, z tej porcji powinno wyjść ok. 8-10 finansjerek. Te foremki z Lidla są większe i głębsze niż do klasycznych finansjerek, więc lepiej napełniać je ciastem tak do połowy mniej więcej. Nie powinny być bardzo wysokie, ale urosną trochę.
OdpowiedzUsuńNino, a tych białek to musi być mniej więcej 260 g :)
Moich 6 zamrożonych białek ważyło 220g, więc dodałam jeszcze siódme, żeby było bliżej tej wagi,którą podała Komarka.Jutro premiera finansjerek.
OdpowiedzUsuńRenatko - i jak wyszły? :)
OdpowiedzUsuńPisałam wczoraj komentarz, ale coś mi nie wyszło z wysłaniem.Powiem krótko-REWELACJA!Napełniłam do połowy zgodnie z Twoją sugestią, piekły się dużo dłużej-ok.25 min. (sprawdzałam patyczek).Są cudowne w smaku i wyglądzie,cieszę się, że mam jeszcze tak dużo zamrożonych białek.Następnym razem wszystko razy dwa.
OdpowiedzUsuńPisałam wczoraj komentarz, ale coś mi nie wyszło z wysłaniem.Powiem krótko-REWELACJA!Napełniłam do połowy zgodnie z Twoją sugestią, piekły się dużo dłużej-ok.25 min. (sprawdzałam patyczek).Są cudowne w smaku i wyglądzie,cieszę się, że mam jeszcze tak dużo zamrożonych białek.Następnym razem wszystko razy dwa.
OdpowiedzUsuńbyłam w Lidlu, te foremki są faktycznie spore, na takie mini-ciasta do święconki :)
OdpowiedzUsuńnie kupiłam, poczekam na lepsze czasu, albo upiekę w sztywnych foremkach na muffinki
Zapomniałam dodać,że wyszło mi 10 sztuk, bardzo zgrabnych, takich jak na zdjęciu Komarki.
OdpowiedzUsuńPowyżej anonimowy to renata-lublin, ale coś mi nie wychodzi, kiedy się loguję.
OdpowiedzUsuń:)) Ja miałam to samo poczucie - że cholerka za mało ich wyszło ;)) Zdecydowanie warte podwójnej porcji. W końcu podają je nawet w dwugwiazdkowej restauracji ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń