Opowieści cypryjskie (najwyższy) czas zacząć :) Powrót z jednego z najbardziej słonecznych miejsc na świecie, gdzie temperatura w ciągu dnia wciąż waha się w okolicach 30 stopnia, a na miesiąc wrzesień prognozy przewidywały dwa (!!!) deszczowe dni, prosto w naszą szarą, zimną i mokrą październikową słotę, jest dosyć bolesny. A ja po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że jestem sterowana bateriami słonecznymi i o wiele dłużej zajmuje mi aklimatyzacja z powrotem w kraju-raju niż po przyjeździe tam, w okolicach równika, gdzie od razu wstępuje we mnie wulkan energii :)
Cypr to wyspa dla wielbicieli słońca, dla zakochanych (w końcu to tam narodziła się bogini miłości), dla odkrywców starożytnych kultur (zapierające dech w piersiach mozaiki i pozostałości po starożytnych miastach), koneserów wina i oczywiście dla smakoszy, szczególnie kuchni śródziemnomorskiej.
Na pierwszy rzut oka Cypr wydaje się kolejną „małą Grecją”, podobną wszystkim, rozsianym w dalszym lub bliższym sąsiedztwie greckim wyspom. Jednak jej szczególne, geograficzne położenie, niejako na skrzyżowaniu dróg pomiędzy kontynentami Europy, Afryki i Azji oraz fakt, że ponad 3000 lat wyspę zamieszkiwały, podbijały i władały nią różne cywilizacje czyni ją odrębną i inną od pozostałych. Ślady obcych wpływów dobrze widoczne są nie tylko w kulturze, ale też w miejscowej kuchni, w której, po głębszym jej poznaniu, można odnaleźć dobrze znane smaki, wywodzące się z Grecji, Turcji, Armenii, Libanu, Syrii, Włoch, a nawet z Francji. Oczywiście duży wpływ na kuchnię i lokalne produkty ma też wyjątkowy klimat i gleba tej części świata.
Co najpiękniejsze i najważniejsze w kuchni cypryjskiej, to to, że wszystkie serwowane tam dania bazują na świeżych i naturalnych składnikach. Wspaniałe warzywa, podawane na surowo lub grillowane, w większości przypadków zbiera się tam trzy razy do roku. Podobnie z owocami, których wybór przyprawia o zawrót głowy. Nie posiadałam się ze szczęścia, kiedy okazało się, że południowy region wyspy, gdzie zatrzymałam się, obfituje w plantacje bananów :) Małe, cypryjskie banany, prosto z drzewa, smakowały mi równie jak te, którymi nie mogłam się najeść rok temu w Indonezji. Wyprawy, po dziko rosnące opuncje, figi i arbuzy były prawdziwą przygodą i mimo, że wszystko dostępne było na wyciągnięcie ręki w każdym sklepie, to te zerwane osobiście z drzewa lub krzaka smakowały o niebo lepiej :)
Wracając do składników kuchni, to nie da się pominąć świeżej, tłoczonej na zimno oliwy, zielonych lub czarnych, marynowanych oliwek i cypryjskiego znaku firmowego, czyli sera halloumi, tradycyjnie wytwarzanego z mieszanki mleka owczego i koziego, najsmaczniejszego w wersji grillowanej lub zapiekanej/obsmażanej w garniturku z ciasta filo lub francuskiego. Dla mięsożernych wyspa poleca wieprzowe wędliny, z których najbardziej tradycyjne są loutza – wędzony filet, marynowany w czerwonym winie, hiromeri – wędzona szynka i loukanika – pikantna, wędzona kiełbasa, a także szeroki wybór dań z baraniny. Udało mi się spróbować również tradycyjnej cypryjskiej zupy cytrynowej – avgolemoni, która jednak nie bardzo przypadła mi do gustu (baaaaardzo kwaśna) :)
Aktualna, skomplikowana politycznie sytuacja Cypru, podzielonego na dwie części, z okupowaną przez Turków częścią północną i podzieloną granicą stolicą w Nikozji, doprowadziła do tego, że kiedy na pierwszy rzut oka część południowa to „mała Grecja”, to część północna wydaje się „małą Turcją”. Przez pilnie strzeżoną granicę, po okazaniu paszportu wjeżdża się na chwilę do Turcji. Podkreślana na każdym kroku przesadną ilością flag (włączając w to olbrzymie flagi, usypane z kamieni na zboczu góry w północnej części Nikozji) turecka okupacja to pierwsze co uderza. Potem dostrzegamy tureckie marki (znajome piwo Efes), knajpki z fajkami wodnymi i potrawy rodem z Istambułu. Tylko na północy można zjeść pełen kebab w bułce czy turecką pide (rodzaj pizzy). Z kolei na południu, prawie każdy przybytek gastronomiczny ma w swoim menu, tradycyjne potrawy greckie, takie jak moussaka, kleftiko czy sałatka grecka.
Na szczęście i w tureckiej i w greckiej części Cypru uwielbiają baklavę :) Serwowana na deser w restauracjach i dostępna w każdej cukierni i piekarni, razem z innymi słodkimi wypiekami, takimi jak kadayif, daktyla („paluszki” – ciastka nadziewane orzechami i cynamonem, w syropie), loukoumades (malutkie pączki, smażone w głębokim tłuszczu i polewane syropem) i słodkie (bardzo słodkie!) bułeczki z nadzieniem sezamowym. Wszystkie stoiska z tradycyjnymi cypryjskimi łakociami zasypane są najróżniejszymi kandyzowanymi owocami oraz orzechami, prażonymi w chrupiącej posypce lub w postaci batonów w syropie z chlebowca lub miodowym, najczęściej z sezamem. Długie, brązowe łańcuchy o dość osobliwym, nieregularnym kształcie, zwisające gdzieś u powały to miejscowy przysmak soutzioukos – migdały lub orzechy włoskie nanizane na nitkę i zanurzane w gęstej, winogronowej melasie, po czym suszone na powietrzu. Wszędzie oferowane są też loukoumia, pod turystów nazywane też „Cyprus Delights” – kostki galaretki owocowej, obtoczonej w cukrze pudrze, sporządzanej bez dodatku żelatyny, z cukru, wody różanej, pektyn, esencji owocowych i często orzechów.
Już pierwszego dnia pobytu na słonecznej wyspie dowiedziałam się, że sportem narodowym na Cyprze jest jedzenie :) A konkurencją, godną największych mistrzów jest w nim meze. Nie mogłam nie spróbować swoich sił i ja, o czym opowiem następnym razem ;)
Komarko, właśnie miałam pytać, kiedy relacja z podróży! :) Oj, jak ja lubię takie smakowite opisy. widze, ze w podrózach mamy podobne priorytety (ale to akurat mnie nie dziwi, wszakże jestsmy food blogerkami).
OdpowiedzUsuńPozdrowienia ciepłe slę!
ach pieknie...az chce sie rzucic wszystko i jechac....zeby cieszyc sie sloncem, zapachami i smakami...
OdpowiedzUsuńKomarko, piękne zdjęcia i cudne opisy!
OdpowiedzUsuńAch, jak bardzo chcę słoneczka!:)
Pozdrawiam ciepło i serdecznie :***
Zdjęcia mnie urzekły, a opowieści "prawie" ujęły, aż zapragnęłam skosztować tych smakowitości, "prawie" zapominając, że nie cierpię upałów i krajów, w których przez pół dnia trzeba chronić się przed słońcem, po to, by wieczorem wyjść na miasto... Ale - kto wie... może i ja wybiorę się na Cypr - w końcu jest tam i morze...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne smakowite opowieści:)
Rozbroily mnie na lopatki te winogrona na pierwszej fotografii, a potem to juz tylko smaczniej :) Czekam na reszte sprawozdania.
OdpowiedzUsuńI nawet ta kicia nie taka wychudzona, jak koty greckie...
OdpowiedzUsuńA poza tym: mlask, no, może poza tymi słodkimi. A te okrągłe chleby z sezamem przypominają mi, jak zabraliśmy na plażę w ramach prowiantu (na 4 osoby) taki bochenek. Najpierw pływałam ja + koleżanka, chłopcy zjedli kawałek chleba i niestety następnie go zapiaszczyli ze strony nadjedzonej. My więc zjadłyśmy z drugiej strony, po czym też nam wpadł w piasek. W efekcie mieliśmy środek bochenka z posypką piaskową na obu końcach :) To mi przypomina też, że dawno nie piekłam chleba greckiego na zakwasie...
Twoja relacja z wakacji jest bardzo kolorowa i smaczna, w odróżnieniu do polskiej aury, a koty to nieodłączny krajobraz greckich wysp.
OdpowiedzUsuńJakie smaki! Jakie widoki! Odebrało mi mowę ... zatonęłam w tych zdjęciach bez reszty :)
OdpowiedzUsuńDziękuję dziewczyny i też pozdrawiam ciepło (wciąż jeszcze napromieniowana południowym słońcem ;))
OdpowiedzUsuńAn-no, a ja mam dokładnie odwrotnie :) Te temperatury nakręcają mnie i cały dzień od rana do wieczora, włączając w to największe upały potrafię chodzić kilometrami bez cienia zmęczenia :)
Ptasiu, ja nie mogłam się napatrzeć na te cypryjskie koty (o niesamowitych kolorach futra!), bo większość z tych które spotkałam była wypasiona, dostojna, z pięknym puszystym i często długim, lśniącym futrem :) I często natykałam się na kocią karmę, porozkładaną gdzieś na murkach. Widać, że koty na Cyprze mają poważanie :)
O, świetne wakacje, dobre miejsce dla takich ludków, jak ja - słońce, koty, smakołyki, mozaiki i inne powiewy starozytności, którą się pasjonuję. Wyjazd marzenie. jakze inna bajka w porównaniu do tej burej jesieni, która zawitała w ostatnich dniach.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe wspomnienia. My spędziliśmy „winne” wakacje nad Mozelą. I choć jest to wymarzone miejsce dla wielbicieli wina, trochę brakowało nam słońca i plaży… Prosimy o jakieś ciekawostki o cypryjskich winach :)
OdpowiedzUsuńo tak Cypr i koty to nierozerwalne połączenie, coś o tym wiem
OdpowiedzUsuńnarobiłaś mi ochoty na daktyla! nie masz tam jeszcze jakiegoś co?
nic innego nie przychodzi mi na myśl, jak tylko napisac "zazdroszczę"
OdpowiedzUsuńi już
pięknie
uwielbiam cypr. kiedzys jezdzilam tam 2-3 razy do roku na 2-3 tygodnie na wakacje. Jak byaa studentka i mialam wiecej czasu;) Zwiedzilam caly cypr i znam go prawie jak wlasna kieszen:) Wspaniale miesjce. Tak nawet pogoda w grudniu jest idealna:)
OdpowiedzUsuńSwietna relacja Komarko! Ale i tortura, gdy wiem ze tam (czy w Izraelu) nadal 30stopni w dzien, a w Srodkowej Europie ledwo 10... No nic, ale mozna chociaz ogrzac sie od zdjec!
OdpowiedzUsuńA co robi ten pan na zdjęciu z takim białym, grubym blokiem jakby marcepanu? Wygląda bardzo tajemniczo i intrygująco.
OdpowiedzUsuńKrokodylu, jak ja już tęsknię to tego cypryjskiego słońca! Do smaków, kotów i starożytności też :)
OdpowiedzUsuńZjeść Poznań, nie wiem czy to Wy czy ja czytam w myślać, ale wpis o winach w przygotowaniu ;)
Ago-aa, zostało mi jeszcze parę orzeszków w syropie :) Zapraszam :)
Iis111, żałuję że nie wiedziałam wcześniej, że tak dobrze znasz Cypr - pewnie zgłosiłabym się po radę co jeszcze warto zobaczyć i czego spróbować :) Chociaż odkrywać spontanicznie wszystko też bardzo lubię sama :)
Basiu, żebyś wiedziała, że to tortura! :D Jak spojrzę za okno i na zdjęcia, różnica jest porażająca :)
Kasiu, Pan na zdjęciu robi (tak prawie na ulicy ;)) rodzaj pasztecików z serem - cheese bourek :) A przy okazji smaży
loukoumades - te malutkie pączki, zaraz po usmażeniu polewane syropem :)
Komarko, piękna relacja. :) No cóż, nie pozostaje mi chyba nic innego, jak zapłakać... ach, dlaczego nie nie ja tam byłam... :D
OdpowiedzUsuńalez przewspaniala relacja z podrozy,widac,ze urlop fantastyczny byl pod kazdym katem :) cudowne zdjecia,wspaniale opisy,pyszne pysznosci......
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
W taki dzień jak dzisiaj, to sama już nie wiem, czy Twoja opowieść rozgrzewa i rozwesela, czy tylko powoduje jeszcze głębszą depresję, jak się tylko spojrzy na termometr. Ponieważ lepiej nie poddawać się negatywnym uczuciom wybieram pierwsze i czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuń