"Rozetrzeć ćwierć funta cukru, cztery łuty masła świeżego, trzy całe jaja i trzy żółtka, dodać cokolwiek skórki cytrynowej lub trochę cynamonu, wgnieść w to mąki tyle, aby ciasto dało się łatwo wałkować i nie było zbyt twarde. Brać kawałek ciasta wielkości orzecha włoskiego, ukulać w ręku na trzycalowy wałeczek, koniec noża dotykać do mąki i nadkrawać wałek trzy lub cztery razy na przemian z jednej i drugiej strony, przez co uformuje się gałązka, czyli jeleni różek. Smażyć na smalcu ostrożnie, lejąc spirytus w smalec; wyjmując z rondla, kłaść na bibule dla osączenia tłuszczu. Posypać cukrem z cynamonem, podać na leguminę."
Lucyna Ćwierczakiewiczowa "456 sprawdzonych przepisów"
Kupiłam tę książkę kiedyś przez przypadek, trochę z ciekawości dzieła słynnej przedwojennej gospodyni domowej, które służyło przez lata pokoleniom kobiet, wprowadzając je w tajniki dobrej kuchni. Książka kosztowała grosze, wydrukowana jest na żółtawym, skromnym papierze, mającym przypominać oryginał, nie ma ani jednego kolorowego i wymuskanego zdjęcia, bez którego nowoczesne publikacje kulinarne nie mają racji bytu, a jest jedną z ulubionych pozycji w mojej kuchennej biblioteczce. Czasami czytam ją sobie ot tak, do poduszki, bo te stare przepisy, porady, doświadczenia, czyta się jak dobrą powieść. Kiedy już oswoi się ze staropolskim językiem, dawnym systemem wag i miar, pośmieje się w duchu z porad, które już dawno przestały zaprzątać głowy gospodyń domowych ("Jak zamienić skwaśniałe wino w ocet", "Jak przywrócić pierwotny smak kiełbasom lub innej wędlinie pleśnią pokrytej, "Utrzymanie wędlin podczas lata"), szybko odkrywa się, że książka jest skarbnicą wiedzy na temat kuchni staropolskiej, a większość przepisów z powodzeniem można wypróbować dzisiaj, a nawet na stałe wprowadzić do rodzinnego jadłospisu. Książka powyklejana jest żółtymi samoprzylepnymi karteczkami, którymi zaznaczyłam przepisy, które koniecznie muszę wypróbować. Większość czeka na lato (sok fiołkowy, syrop z róż!!!), ale uznałam, że okres karnawałowy to najbardziej odpowiednia pora na jelenie różki :)
Myślałam, że różki będą przypominać faworki, ale mimo, że również smażone w głębokim oleju/smalcu i bogate w żółtka, bardziej przypominają kruche ciasteczka. Bardzo smaczne kruche ciasteczka :) Ciasto zagniata się szybko i lekko, szybko też smażą się uformowane rożki. I chociaż wcale nie lałam spirytusu w smalec, ani tym bardziej w olej ;) ciasteczka nie były ani trochę tłuste. Tak sobie myślę, że pudełko jelenich różków mogłoby być fajnym prezentem dla znajomego zapalonego myśliwego, leśniczego lub świętującego akurat imieniny Huberta. I wtedy tylko trzeba mieć nadzieję, że nikt nie pogniewa się, że ktoś komuś w ten sposób przyprawia rogi ... ;)))
1/2 szklanki cukru,
52 g masła,
3 jajka,
3 żółtka,
skórka otarta z połowy cytryny,
1/2 łyżeczki cynamonu (oczywiście może być więcej lub nie być wcale - jak kto lubi :))
mąki, ile zabierze ciasto (około pół kilograma),
do oryginalnego przepisu dodałabym jeszcze tylko szczyptę soli
Miękkie masło zmiksowałam z cukrem, jajkami i żółtkami. Dodałam skórkę cytrynową i cynamon. Stopniowo dosypywałam mąkę, zagniatając już ręką, aż ciasto nabrało konsystencji podobnej do ciasta na faworki. Zagniatałam do czasu, aż ciasto stało się jednolite i lśniące.
Miękkie masło zmiksowałam z cukrem, jajkami i żółtkami. Dodałam skórkę cytrynową i cynamon. Stopniowo dosypywałam mąkę, zagniatając już ręką, aż ciasto nabrało konsystencji podobnej do ciasta na faworki. Zagniatałam do czasu, aż ciasto stało się jednolite i lśniące.
Rozgrzałam olej. Z ciasta odrywałam małe kawałki (wielkości orzecha włoskiego jak radziła pani Lucyna :)), wałkując je w ręku a następnie końcem noża nacinałam ukośnie z jednej i drugiej strony. Smażyłam z obu stron do zarumienienia, wykładając gotowe różki na ręcznik papierowy do odsączenia. Na koniec posypałam cukrem pudrem.
Śliczne Ci wyszły! Też mam porzepis na jelenie różki, ale troszkę inny. Pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuńKomarko, jakie sliczne jelenie różki! Nie widziałam jeszcze takich ciasteczek. Pięknie wyglądają. ! :))
OdpowiedzUsuńJakie ładne różki! Pięknie je zaprezentowałaś :)
OdpowiedzUsuńHihihi, rewelacyjny pomysł na prezent :))) Może korzystając z poczucia humoru mojego brata i jego żony upiekę im takie ciasteczka na pierwszą rocznicę ślubu ;ppp ale będzie śmiechu :))) A Panią Lucynę i ja lubię - jak jestem u teściowej to przeglądam sobie tę książkę i zawsze mam z niej wspaniałą zabawę :)))
OdpowiedzUsuńŚliczne. :-)
OdpowiedzUsuń"Jak przywrócić pierwotny smak kiełbasom lub innej wędlinie pleśnią pokrytej"
OdpowiedzUsuńUśmiałam się serdecznie - to rada jak znalazł dla naszych producentów wędlin...
Rożki bardzo zachęcające :)
:)))) Masz rację Anoushko - z tej akurat rady korzysta się do dnia dzisiejszego choć już (mam nadzieję!) nie w gospodarstwach domowych, a w innych przybytkach ;)
OdpowiedzUsuńKomarko sa cudowne, ale co by powiedzial mąż gdybym mu takie upiekła.... ;)
OdpowiedzUsuńale ładne!
OdpowiedzUsuńSok z fiołków? Brzmi swietnie!
Piękne. Takie nietypowe. Ja też stare książki kucharskie czytam do poduszki. Niestety czasem kończy się to produkcją ciast w środku nocy, ale co tam! Raz się żyje :-)
OdpowiedzUsuńAle sliczne rogatki. W sam raz na karnawalowe wypieki. Super! :)
OdpowiedzUsuńŚwietne ciasteczka! Cudnie wyglądają :)! Ah, te Twoje zdolności manualne ;)...
OdpowiedzUsuńJa nie uznaję książek bez zdjęć, ale czytając Twój opis, czuję że ta by mi się spodobała... Bo przepis naprawdę rewelacyjny :).
Ja też czytam do poduszki takie książki
OdpowiedzUsuńA takie różki to fajna rzecz dla miłośnika faworków i kruchych ciasteczek w jednej osobie
A i taka zachęta w formie pięknych zdjęć
Kasiuu24, trzeba liczyć tylko na poczucie humoru męża po takim prezencie ;))))
OdpowiedzUsuńAniu, sok z fiołków i syrop z róż (z agrestem!!!) chodzi za mną odkąd przeczytałam przepis. Późną wiosną mam fiołkowy dywan w ogrodzie i w tym roku nie omieszkam tego wykorzystać, bo przepis bardzo prosty i czuję, że rewelacyjny :) Ale na razie czekamy na maj :)
Lisko, wiem coś o tym - niebezpiecznie jest czytać książki kucharskie na dobranoc ;)
Dzięki dziewczyny - wypróbujcie jelenie różki koniecznie, bo warto :)
Zdjecia sa poprostu przepiekne!
OdpowiedzUsuńAleż fajne!
OdpowiedzUsuńSuper.Uwielbiam twe przepisy i zdjęcia(są boskie!)
OdpowiedzUsuńPs: a ten przepis bardzo orginalny!
O jakie fantastyczne kształtem są! :-) Ależ mi się poprawił humor! Niestety ja nie potrafię piec, do kuchni prawie nie wchodzę, ale apetytu mi narobiłaś ;-D
OdpowiedzUsuńZacisze, spróbuj koniecznie :) Akurat do jelenich różków nie potrzebne są żadne większe umiejętności kucharskie. Wystarczy wszystko razem zagnieść i usmażyć :)
OdpowiedzUsuńAle cieszę się, że różki mają też właściwości rozweselające ;)
antastycznie wyglądają, takie dekoracyjne, można dekorować desery lodowe, bardzo mi przypadły do gustu!
OdpowiedzUsuńKasiulu, różki chyba pierwotnie właśnie pełniły głównie taką rolę dekoracyjną, bo autorka polecała podawać je z leguminą :) Do lodów, kremów, budyniów, puddingów też jak najbardziej.
OdpowiedzUsuń