Na koniec kulinarnych opowieści z Indonezji postanowiłam zostawić słodkości. Deserowa część indonezyjskiej kuchni okazała się tak samo zaskakująca i egzotyczna, jak wszystko inne związane z tym regionem. Spodziewałam się przeraźliwie słodkich, ulepkowatych deserów, ociekających cukrowymi syropami lub miodem, mając na uwadze arabskie inklinacje kulturowe większości mieszkańców Indonezji, szczególnie na Jawie i mając w pamięci tureckie bądź egipskie baklawy, chałwy, kadaify itp. A tymczasem większość jawajskich deserów wcale nie była przesadnie słodka! Powiedziałabym nawet, że była mało słodka. Wcale mi to nie przeszkadzało, bo desery indonezyjskie są tak kolorowe i dekoracyjne, że już sam ich widok sprawiał przyjemność dla zmysłów :)
Desery w Indonezji nie mogą być ulepkowate, ponieważ robione są w większości na bazie mniej słodkiego cukru palmowego i kokosa, powszechnie dostępnego i taniego. Wyciąg z soku palmy kokosowej gotowany jest i umieszczany w foremkach, a następnie sprzedawany w bloczkach o ciemnobrązowym kolorze i ładnym karmelowym zapachu. Dostępny jest też syrop z cukru palmowego, który powstaje z kombinacji cukru, wody i liścia pandanowca.
Poza pieczonymi słodkimi bułeczkami, chlebkami i kruchymi ciastkami, większość deserów przygotowywana jest na parze (najczęściej w liściach bananowca) lub gotowana, a następnie schładzana, stąd większość z nich ma konsystencję galaretkowo-budyniowatą. Wykorzystuje się do tego nie tylko owoce i cukier, ale też różne rodzaje mąki - z sago, tapioki, ryżu lub fasolki mung. Ich właściwości pozwalają na tworzenie takich cukierniczych cudów, jakie widzicie na zdjęciach powyżej, z jednej z miejscowych cukierni. Kek lapis - ciasto z kolorowych, równiutkich co do milimetra warstw o różnych smakach, jest dla mnie największą tajemnicą i chociaż próbowałam, to nie udało mi się dowiedzieć w jaki sposób można uzyskać jaki fantastyczny efekt. Najwyraźniej jest to pilnie strzeżona tajemnica narodowa ;)
Dlatego na pewno nie odważę się na zrobienie kek lapis w domu :) , ale możecie spodziewać się tutaj w najbliższej przyszłości zielonego biszkopta lub zielonych drożdżowych bułeczek, bo przywiozłam pastę pandanową :) Mam też parę bloczków cukru palmowego i pastę kokosową, z których mam zamiar zrobić pożytek, a przede wszystkim mam pomoc merytoryczną w postaci nowej książki do mojej kulinarnej biblioteczki :)
Więcej moich zdjęć z Indonezji znajdziecie w galeriach z:
JAWY
BALI
Wspaniale wyglądają te słodycze...a ta zieleń wygląda zabójczo... zazdroszczę podróży i wrażeń....:)
OdpowiedzUsuńBoszzz, cóż za wspaniałe, zielone szaleństwo! :) Mój m-żonek, który z daleka rzucił okiem na otwartą właśnie fotkę z kek lapis, od razu się zainteresował: "o! a co ta za fajne zielone coś?"
OdpowiedzUsuńKomarko, ta pasta pandanowa tylko kolorem czaruje, czy tez ma jakiś swój mocno wyczuwalny smak?
Bułeczki rewelacyjne! Aż ma się ochote wgryżć w to zielone, puszyste wnętrze ;)
OdpowiedzUsuńKomarko, zachwycająca jest twoja relacja z Indonezji. Wspaniale oddałaś swoimi świetnymi zdjęciami i tekstem wszystkie tamtejsze kolory, smaki i zapachy.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na Twoje przepisy z pastą pandanową, właśnie dzięki Tobie sobie przypomniałam, że mam ją w spiżarni. Przy okazji odkryłam też na półce kewra water, przezroczysty płyn też z wyciągiem z pandanowca i za nic w świecie nie pamiętam po co ja to kupiłam. ;)
Bułeczki były naprawdę smaczne i puszyste, a w każdej cząstce w środku miały coś w rodzaju pandanowego budyniu :)
OdpowiedzUsuńMałgosiu, pasta jakiegoś charakterystycznego smaku nie daje, raczej zapach, który trudno mi określić. Coś mniej więcej jak połączenie zapachu goździków i anyżku.
Agnieszko, starałam się bardzo uchwycić klimat :) Cieszę się, że się udało :)
Z pandanowcem spotkałam się w Indonezji po raz pierwszy, więc na pewno będę eksperymentować z pastą :)
Piękne !!!!Ale to wszystko piękne !
OdpowiedzUsuńCiekawe czy tą pastę można kupić w Polsce ...
Komarko wszystko wygląda tak pięknie! Rzeczywiscie zielone desery przyciągają uwagę, są niesaamowite. Szalone, zielone i na pewno przepyszne! Czekam niecierpliwie na Twoje zielone wypieki! :)))
OdpowiedzUsuńCóż... szkoda,ze to juz ostatnia opowiesc o Indonezji, bylo cudnie móc je czytac i na chwile znaleźć się własnie tam:) Dziekuje Ci za tę wspaniałą podróż kulinarną.
Pozdrawiam serdecznie.
Majana
Hmm, nie mam pojęcia czy pasta pandanowa jest osiągalna u nas w Polsce, bo nie wiedząc o jej istnieniu, do tej pory nie rzuciła mi się w oczy. Myślę jednak, że łatwiej będzie o japońską matchę. Tak czy inaczej, nie zaszkodzi przeszukać dogłębnie po raz kolejny Kuchnie Świata :)
OdpowiedzUsuńMajanko, cieszę się, że relacja się podobała :) Jeszcze raz, czy dwa, na pewno wspomnę tu o Indonezji, bo to była naprawdę niezapomniana wyprawa i żal by było nie podzielić się wszystkimi ciekawostkami :)
Zainteresowanych nabyciem pasty pandanowej proszę o kontakt pandanowa@o2.pl
OdpowiedzUsuńAktualnie zostało 7 opakowań po 30ml
następna dostawa w drugiej połowie lipca.
Zainteresowanych nabyciem pasty pandanowej zapraszam http://www.pandanowa.ugu.pl/
OdpowiedzUsuńJa równiez próbowałam wiekszość z tych owoców o ktorych piszesz no i te zielone bułeczki to coś wspaniałego!!, Komarko bardzo ciekawie opisujesz slodkości kuchni indonezyjskiej i super fotki!!!!
OdpowiedzUsuńprzepis na kek lapis jest tutaj - http://wlteef.blogspot.com/2007/01/traditional-kuih-lapis.html
OdpowiedzUsuńPrzepis na Kueh Lapis czyli żelową wersję Lapis jest tu:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=5OVFh7dKcds
Nie jest to wersja zielona, ale to kwestia szczegółów.
Powodzenia :)