Zapachniało jesienią. Dzisiaj pierwszy raz zauważyłam spadające z drzewa za oknem żółte liście, a z chodnika podniosłam pierwsze, dojrzałe błyszczące kasztany i włożyłam je do kieszeni i do torebki – na szczęście i dla zdrowia (podobno :)). A w mojej kuchni zapachniało drożdżowymi brioszkami. Też jesiennymi, bo ze śliwkami, z pomysłu znalezionego na blogu A Whisk and a Spoon :)
Każdy lubi zapach drożdżowego ciasta, który napawa spokojem i przywołuje miłe wspomnienia. Większość z mniej lub bardziej doświadczonych gospodyń domowych uważa drożdżowe za jedne z najłatwiejszych rodzajów ciasta. Dla mnie nigdy nie było to takie oczywiste. Fakt, w drożdżowym trudno o zakalec i zawsze mamy tę pewność, że ciasto/bułeczki na pewno wyrosną, jeżeli tylko używamy świeżych drożdży. Ale różnica pomiędzy ciężkim, gniotowatym drożdżowym (na które najłatwiej natknąć się chyba w Tłusty Czwartek, przy masowej, akordowej produkcji pączków ;)) a lekkim jak piórko, muślinowym, maślanym, pachnącym wanilią i rozpływającym się w ustach cieście jest tak kolosalna, że zawsze uważałam umiejętność pieczenia dobrego drożdżowego za prawdziwą sztukę. Sztukę, której zgłębienie postawiłam sobie za cel :)
Przez wiele lat, stopniowo poznawałam się z drożdżowym, a efektem nie raz był ciężki, gumowaty placek, suche jak wiór i kruszące się bułeczki, wielkanocne baby, które po wyjęciu z piekarnika „siadały” czy puste w środku, „przestrzenne” strucle (o kamiennych, spalonych na czarno pączkach nie wspominając ;)) Przez ten czas nauczyłam się, że przy drożdżowym, co prawda ważna jest jakość i świeżość drożdży, dobre masło, odpowiednie proporcje mąki, tłuszczu i jajek, ale jednak najważniejsza jest ... cierpliwość :) Ciasto drożdżowe nienawidzi pośpiechu i nerwowości. Najpierw należy je dobrze wyrobić, a później pozwolić mu spokojnie wyrosnąć, przynajmniej dwa razy przed pieczeniem i w żaden sposób nie można obejść tej zasady (chyba że zadowala nas gniotowaty placek ;)). Co ciekawe, wcale nie wyrobiłam w sobie przez ten czas jakiejś szczególnej cierpliwości, mimo że moje drożdżowe wypieki osiągają coraz większy stopień doskonałości. Bo te najbardziej udane, zawsze wyrastają, kiedy śpię :) Kiedy mam w planie drożdżowe, staram się przygotować zaczyn i wygnieść ciasto wieczorem, po czym pakuję je w wygodną miskę, opatulam folią, aby nie wyschło, umieszczam w lodówce i pozwalam rosnąć spokojnie przez całą noc, tym samym nie wystawiając na próbę swojej cierpliwości ;) Rano, następnego dnia, przekładam wyrośnięte ciasto do foremek, piekę, by po chwili delektować się na śniadanie delikatnymi, muślinowymi, maślanymi brioszkami.
Brioszki ze śliwkami:
(proporcje na 12 bułeczek w formie do mufinek)
1,5 łyżeczki suszonych drożdży,
1/3 szklanki ciepłego mleka,
2 szklanki mąki,
3 łyżki cukru,
szczypta soli,
5 łyżek stopionego masła,
2 jajka,
1 łyżeczka wanilii
dodatkowo:
24 dojrzałe śliwki,
2 łyżki orzechów włoskich,
3 łyżki cukru,
1/4 szklanki powideł lub dżemu śliwkowego
Drożdże rozpuścić w ciepłym mleku i zostawić na chwilę, aż zaczną się pienić. Mąkę przesiać do miski, dodać cukier, sól i wymieszać. Zrobić wgłębienie i dodać roztrzepane jajka oraz zaczyn drożdżowy. Mieszać do uzyskania lepkiej, jednolitej masy, stopniowo dodając stopione masło. Ciasto na brioszki jest luźniejsze od drożdżowego zwykłego, więc nie przejmujcie się, że na początku będzie się kleić do rąk i nie dosypujcie mąki.
Ciasto przenieść na oprószoną mąką stolnicę i pobawić się w jego podnoszenie palcami i upuszczanie na stolnicę, do czasu aż uformuje się w gładką kulę :) Umieścić kulę w nasmarowanej oliwą misce i przykryć folią lub ściereczką. Pozostawić na 2-3 godziny w temperaturze pokojowej lub na noc w lodówce, aż podwoi swoją objętość.
Po wyjęciu ciasta, wyrobić je ponownie i odstawić na 5 minut. W tym czasie przygotować formy do pieczenia, smarując je grubo masłem. Swoje brioszki piekłam w formie do mufinek wyłożonej pergaminem, ale można je upiec również w formie do babek albo płaskiej blaszce - wtedy uzyskacie brioszkową tartę :)
Ciasto podzielić na 12 części, umieścić w foremkach i pozostawić do ponownego wyrośnięcia na około pół godziny.
Śliwki umyć, wypestkować i podzielić na połówki. Orzechy posiekać i wymieszać z cukrem. Każdą brioszkę posmarować z wierzchu powidłami lub dżemem i ułożyć po 4 połówki śliwek skórką do góry (dzięki temu sok śliwkowy rozkosznie wsiąka w ciasto podczas pieczenia :)) Brioszki posypać orzechami z cukrem. Piec około pół godziny w temperaturze 180 stopni na złotobrązowy kolor.
Cudne po prostu!
OdpowiedzUsuńpieknie i smakowicie wygladaja te brioszki :)
OdpowiedzUsuńPOzdrawiam :)
Ja tez uwazam, ze upieczenie dobrego ciasta drozdzowego to prawdziwa sztuka. Widze jednak, ze Ty juz doszlas do perfekcji bo brioszki wygladaja przepieknie :)) Chetnie zjadlabym jedna na sniadanie :)
OdpowiedzUsuńOch, omal się nie rozpłynęłam po ekranie:) Śliczne i niezmiernie apetyczne!
OdpowiedzUsuńWielofunkcyjność blaszki muffinkowej jest zaskakująca. :-) Kto by pomyślał, że to taki dobry wynalezek. :-)
OdpowiedzUsuńA śliwki są teraz najpyszniejsze... ;-)
Są takie piękne!
OdpowiedzUsuńZapachniały mi tak mocno.
Uwielbiam zapach ciasta drożdżowego i uwielbiam jego smak. Chętnie sobie takie brioszki zrobię.
A można je piec w muffinowej formie?
Ach, gapa ze mnie, przecież napisałaś,ze pieczesz w formie muffinowej, sorki ;)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!:)
Cudnie wzglądają. Jestem pod wrażeniem :)
OdpowiedzUsuńKomarka ,czarodziejka i wróżka w jednej osobie
OdpowiedzUsuńTe broszki są takie piękne,że jak odzyskam dostęp do mojego piekarnika to zaraz je robię
p.s mała prywata , Komarko Merlin już ci przysłał książki Michela Rouxa?
Te brioszki poczytuję sobie za osobisty sukces i zaliczam jako kolejny stopień doskonalenia w drożdżowym :)
OdpowiedzUsuńPoswix, bez formy do mufinek jak bez ręki! ;D Faktycznie jej wielofunkcyjność jest zaskakująca :)
Majanko - do produkcji brioszek forma idealna :)
Margot dziękuję :)
Co do książek, to wciąż czekam :( Dostałam info o ok. tygodniowym opóźnieniu w realizacji, ale mija kolejny tydzień, a przesyłki nie widać. Jak tylko dotrze (mam nadzieję!) na pewno dam znać i podzielę się wrażeniami :)
Ty Komarko to masz doskomaly pomysl - przez noc rosna i prosze jakie sniadanie! W 100% zgadzam sie z Toba w sprawie drozdzowego, wymaga czasu i po prostu ma sobie rosnac :) Akurat lubie miekkie i lekko wilgotne, a analizujec przepis czuje ze by mnie zadowolilo :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zwęglone pączki mnie ujęły, a gumowate ciasta pocieszyły - też tak miałam. Teraz za drożdzowe się nie biorę, choć ze dwa razy wyszło mi dobre. Na razie jednak mam na nie za mało cierpliwości... Ale patept z lodówką b,dobry, rzeczywiście ma się wtedy spokój!
OdpowiedzUsuńA brioszki śliczne, a jak! W ogóle, już ich sama nazwa brzmi słodko i ciepło.Mlask :)
Mmmmmm, cudnie wyglądają z tymi śliweczkami zatopionymi:)))))
OdpowiedzUsuńKomarko, postanowiłam wyróżnić Twój blog. Szczegóły znajdziesz tutaj:
http://aniapichci.blox.pl/2009/09/One-Lovely-Blog-Award.html#ListaKomentarzy
Pozdrawiam serdecznie!
Ach Komarko! Trafiłaś w mój czuły punkt bo ja drożdżowe kocham miłościa wielką! I lubię je miętolić :))) I kompot ze śliwekj też. I brioszki :)
OdpowiedzUsuńWięc nie ma bata dzisiaj się wpraszam na szkalneczkę i brioszkę :)))
Zdjęcia?? Och i ach :)))))))))
śliczne i bardzo smakowite :)
OdpowiedzUsuńAcha zamarzyły mi się takie brioszki na śniadanie. Przepiękne i przepyszne. Bardzo fajna motywacja do wstania z łóżka :-)
OdpowiedzUsuńWitaj! Komarko powiem ze jestem pod wrażeniem, tyle słodkości a ja jestem niesamowitym łakomczuchem, masz dar aż milo się patrzy a co dopiero za przyjemność skosztować te slodkosci, pozdrawiam marko. PS szykuje mała niespodziankę dla Ciebie
OdpowiedzUsuńTak, drożdżowe to jest to! Piękne Komarko twoje muffinki. A mi drożdżowe zawsze wychodzi, nie miałam takich przygód, jak ty, ale to chyba wynika z tego, że drożdżowym nie przejmowałam się za bardzo. Zagniatałam, szłam czytać książkę, a potem biegłam, bo mi ciasto z miski lub formy uciekało :)
OdpowiedzUsuńKomarko przegielas! te brioszki wyglądają taaak apetycznie ze sie rozplywaaaaam...
OdpowiedzUsuńpieklam juz kiedys brioszke ale bez owocow, sproboje z owocami na pewno bedzie jeszcze lepsza
piękne wyszły, uwielbiam ciasto drożdżowe :)
OdpowiedzUsuńKomarko cos czuje, ze znow mnie namowilas na 'buleczki'. Widzialam je w przelocie rano, a teraz wrocilam po przepis, bo moje kubki smakowe nie zaznaja spokoju poki ich nie sprobuja :)
OdpowiedzUsuńBasiu, w takim razie te brioszki by Ci smakowały - są bardzo mięciutkie i nie suche dzięki soczystym śliwkom.
OdpowiedzUsuńAniu, ja też parę razy "pogniewałam się" na drożdżowe i mówiłam, że więcej go piec nie będę (po zwęglonych pączkach również ;)) Ale jak już się przełamałam i wykombinowałam patent z lodówką, coraz bardziej lubię je piec :)
Andziu, dziękuję ślicznie ze wyróżnienie i pozdrawiam :)
Poleczko, zapraszam na śliwkowy zestaw :D Kompot (śliwkowo-gruszkowy z kawałkiem imbiru :)) powstał z potrzeby zutylizowania śliwek, które nie zmieściły się w brioszkach :)
Paulino, dziękuję :)
Jo. to jest bardzo dobra motywacja do wstania z łóżka! :) Szkoda, że ciasto jeszcze samo nie pakuje się rano do pieca i nie budzi zapachem ;D
Witaj Marko!:) Dziękuję za miłe słowa. A niespodzianką zaintrygowałeś mnie mocno ;)
Śnieżko, czyli miałaś od początku dobry sposób na zostawienie ciasta w spokoju na ten potrzebny mu do wyrośnięcia czas :)
Viridianko, bardzo polecam wersję owocową - podwójnie dobra :)
Witaj Michaszko :) Dziękuję i pozdrawiam :)
Elu, nie będziesz żałować :) Tylko uważaj, bo są uzależniające! Rodzina znowu domaga się kolejnej porcji brioszek :))
Komarko,a ja tylko chciałam podziękować ,za informację odnośnie książki , no nic trzeba czekać
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Witaj! postanowilam wyroznic Twojego bloga!:) Zapraszam na moja strone http://targowiskokalorii.blogspot.com/2009/09/wyroznienie.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!:)
Mistrzowskie!!!
OdpowiedzUsuńAsiu, dziękuję - bardzo mi miło :)
OdpowiedzUsuńAtino, dziękuję ;)
"ciężki, gumowaty placek, suche jak wiór i kruszące się bułeczki, wielkanocne baby, które po wyjęciu z piekarnika „siadały” czy puste w środku, „przestrzenne” strucle (o kamiennych, spalonych na czarno pączkach nie wspominając ;))"
OdpowiedzUsuńchyba każdy przez to przeszedł ;D ja dorzuciłabym do tego plejadę nieudanych 'chlebów'. Ale myślę sobie, że w tym wypadku człowiek naprawdę uczy się na własnych błędach i później wystarczy rzut oka na przepis, żeby wiedzieć, że coś z nim nie tak.
Komarko, Twoje brioszki wygląają tak, że ACH!
Lisko, dziękuję :) Ja coś czuję, że ta cała przygoda chlebami zakwasowymi jeszcze przede mną ;)
OdpowiedzUsuńthose look just delicious! gorgeous pictures!!
OdpowiedzUsuńSteph, thank you for the great recipe idea :)
OdpowiedzUsuńPrzymierzam się do zrobienia tych cudeniek i mam pomysł,a zarazem prośbę o radę :) Czy można by to ciasto rozwałkować po wyrośnięciu na prostokąt, posmarować trochę powidłami (lub pominąć) i ułożyć pokrojone w kosteczkę śliweczki, a następnie zwinąć ciasto w rulon i pokroić na 12 części i umieścić je w muffinkowych dołkach? Po prostu chciałabym zrobić takie broszki ze śliwkami w środku :) Co Pani o tym sądzi? Wyjdzie? Jeśli nie to może jakiś inny pomysł na umieszczenie owoców wewnątrz? Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńKarolino, oczywiście że można :) Bardzo fajny pomysł z tymi rulonami (sama wypróbuję następnym razem :)) Wyjdą na pewno.
OdpowiedzUsuńNie mam jakoś zaufania do suchych drożdży i w związku z tym moje pytanie. Ile w zamian miałabym użyć drożdży świeżych? :)
OdpowiedzUsuńZupełnie nie musisz się bać suszonych drożdży - działają dokładnie tak samo jak świeże, a znacznie skracają przygotowywanie ciasta (nie trzeba robić wcześniej zaczynu i czekać, aż wyrośnie) :) Jeżeli chcesz użyć świeżych, zawsze trzeba dodać ich dwukrotnie więcej niż suszonych. Tutaj wystarczy ok. 7-10 g świeżych :)
OdpowiedzUsuń